Nowa Zelandia / Nowa Zelandia Road Trip / Śladami Władcy Pierścieni Arrowtown i Władca Pierścieni Arrowtown to miasteczko żywcem wyjęte z czasów gorączki złota.
Nowa Zelandia i wyspy Pacyfiku śladami „Władcy Pierścieni” Radzyński Ośrodek Kultury i działające przy nim Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik” zapraszają na spotkanie autorskie, którego gościem będzie dziennikarz sportowy i podróżnik Tomasz Gorazdowski. Wydarzenie, odbywające się w ramach 38. edycji „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”, rozpocznie się 14 stycznia o godz. w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Zenona Przesmyckiego w Radzyniu Podlaskim. Wstęp wolny. – Tomasz Gorazdowski, zabierze nas w miejsca wyjątkowe, na sam koniec świata: do Nowej Zelandii i na wyspy Pacyfiku śladami trylogii Tolkiena „Władca Pierścieni”. Wraz z podróżnikiem wybierzemy się do Hobbitonu oraz Mordoru – powiedział nam Robert Mazurek, dyrektor Radzyńskiego Ośrodka Kultury. Ponadto uczestnicy spotkania doświadczą zapierającej dech i różnorodnej przyrody Nowej Zelandii oraz bajecznie tropikalnych plaż wysp Pacyfiku. Odwiedzą też egzotyczne kraje, takie jak Wyspy Cooka, Vanuatu czy Samoa, które często trudno nawet zlokalizować na mapie. Tomasz Gorazdowski urodził się w 1967 r. Dziennikarz sportowy, przez blisko 25 lat związany z Programem Trzecim Polskiego Radia. Obecnie prowadzi audycje w Radiu 357. Gdyby nie był dziennikarzem, byłby piłkarzem, albo zawodowym podróżnikiem. Uwielbia dalekie podróże i eksplorowanie świata – odwiedził już ponad 100 państw. Objechał na motocyklu świat dookoła, samochodem przejechał trzy Ameryki, a na wszelkie sposoby Azję i Oceanię. Kocha kuchnie świata, ale sam konsekwentnie nie gotuje. Owocem jego szalonych wypraw są książki podróżnicze: „126 dni na kanapie. Motocyklem dookoła świata” (2010), „Przez trzy Ameryki” (2015) i „Obietnica Tiaki. O niezwykłości Nowej Zelandii i wysp Pacyfiku” (2021). Na „Radzyńskie Spotkania z Podróżnikami” zaprasza Burmistrz Radzynia Podlaskiego Jerzy Rębek oraz Starosta Radzyński Szczepan Niebrzegowski, a także organizatorzy: Radzyński Ośrodek Kultury i działające przy nim Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik”. Sponsorami wydarzenia są: firma drGerard, Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych oraz Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Radzyniu Podlaskim. Patronat nad spotkaniem objął ogólnopolski miesięcznik „Poznaj Świat”, portal Kocham Radzyń Podlaski, Telewizja Radzyń, Biuletyn Informacyjny Miasta Radzyń oraz Informator Powiatowy. Data publikacji: r. Radzyniacy wyruszyli śladami „Władcy Pierścieni” 14 stycznia 2022 r., w ramach 38. edycji „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”, w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Zenona Przesmyckiego w Radzyniu odbyło się spotkanie z Tomaszem Gorazdowskim. Tematem była wyprawa do Nowej Zelandii i na wyspy Pacyfiku śladami trylogii Tolkiena „Władca Pierścieni”. Na antypodach Nowa Zelandia leży prawie na antypodach Polski – po przeciwnej stronie kuli ziemskiej. Tomasz Gorazdowski odwiedził ją 2 lata temu, a jednym z głównych motywów podjęcia wyprawy było zwiedzenie miejsc, gdzie był kręcony film „Władca Pierścieni”. Dziennikarz wyznał, że już w dzieciństwie zafascynował się powieścią Tolkiena. Filmowe adaptacje kolejnych tomów realizowane w Nowej Zelandii przez pochodzącego z tego kraju reżysera Petera Jacksona sprawiły, że „Władca Pierścieni” zrobił się modny, a Nowa Zelandia stała się celem wycieczek organizowanych dla turystów pragnących zwiedzić miejsca związane z realizacją filmu. Nowa Zelandia to kraj położony na dwóch wyspach: północnej i południowej, których łączna powierzchnia (prawie 269 tys. km2) jest porównywalna z powierzchnią Polski, tymczasem żyje w niej ok. 4 mln ludzi, w tym połowa w trzech miastach, z których największe jest Auckland (1,5 mln). Sieć dróg nie jest rozbudowana – na całej Nowej Zelandii jest 150 km autostrad. Na innych panuje niewielki ruch. Jednak nie można szaleć z prędkością – obowiązuje ograniczenie do 90 km/h, a za przekroczenie grożą bardzo surowe kary. Ponadto w kraju, gdzie większość powierzchni zajmują góry, drogi są bardzo kręte i nie da się nimi zbyt szybko jeździć. Rajska kraina na wulkanie Olbrzymie odległości wysp od najbliższych lądów, a nawet innych wysp spowodowały, że mają one specyficzną faunę, większość zwierząt to gatunki endemiczne, żyją tylko w Nowej Zelandii. Jednym z nich jest kiwi – ptak nielot będący jednym z symboli Nowej Zelandii. Poza tym – co podkreślił podróżnik – nie ma tam ani jednego gatunku niebezpiecznego dla człowieka. Stosunkowo niewielu stałych mieszkańców, wielkie, niemal bezludne przestrzenie ze wspaniałą przyrodą i urozmaicone krajobrazy, zielone wzgórza porośnięte trawą lub drzewami, górskie szczyty pokryte lodowcami, rajskie, piaszczyste plaże, czysta, przejrzysta woda, urokliwe zatoczki, bujna zielona roślinność, skaliste zatoki z malowniczymi fiordami – to wszystko czyni Nową Zelandię rajem dla turystów. – Nowa Zelandia to kraj nieprawdopodobnie obdarowany przez naturę. Widoki w każdym momencie obłędne! Żyć, nie umierać! – ekscytował się Tomasz Gorazdowski. W trakcie opowieści zwracał uwagę na wielki pietyzm, z jakim Nowozelandczycy traktują bogactwo przyrody swego kraju i o udogodnienia dla turystów – począwszy od odprawy paszportowej, w trakcie której celnicy wydłubywali z podeszew butów pozostałe na nich resztki z „cudzego” kraju, pokazywał ścieżki w parku narodowym (jest ich w Nowej Zelandii 14) wyłożone deskami, a te dodatkowo pokryte metalową siatką, mówił o trasach turystycznych, campingach, bezpłatnych schroniskach, wielu kamperach, które można bez problemu wypożyczyć. Okalający wyspy pas nizin jest dość wąski. Ich wnętrze to góry, także z lodowcami (najdłuższy Tasmana ma 29 km długości), nie brak tu jezior, gorących źródeł i gejzerów, także wulkanów. I jeśli istnieje jakaś rysa na tej rajskiej krainie – to niepewność jutra. – Wyspa ma charakter wulkaniczny. To stanowi zagrożenie. Jak pewnego dnia rąbnie – to koniec. Wyspa ulegnie zagładzie – wieszczył podróżnik. To jednak w nieokreślonej przyszłości. W ojczyźnie Hobbitów Reżyser „Władcy Pierścieni” Peter Jackson bez wielkiego trudu znalazł tu miejsca do realizacji filmu. Na owczej farmie Russella Alexandra w pobliżu miasteczka Matamata znalazł wszystko, co było potrzebne do zbudowania Hobbitonu – ojczyzny i domu Hobbitów. Łagodne pagórki pokryte rozległymi łąkami i porośnięte drzewami, jezioro i rosnące nad nim olbrzymie drzewo. W dodatku – jak okiem sięgnąć żadnych śladów cywilizacji – dróg, linii energetycznych, wysokich budynków zakłócających pierwotny krajobraz. O powstaniu Hobbitonu opowiadał Tomasz Gorazdowski i zaprezentował krótki reportaż radiowy przygotowany na ten temat. Przygotowania trwały 2 lata, ekipie filmowej pomogła armia nowozelandzka, dzięki poparciu premier Nowej Zelandii – wielbicielki twórczości Tolkiena. W pierwszej wersji wioska zbudowana była prowizorycznie. Okazało się, że zaczęły tam pielgrzymować tłumy, żeby zobaczyć miejsce, gdzie kręcono film. Do realizacji drugiej części (2009) zbudowano Hobbiton z trwałych materiałów: kamieni, cegły, drewna, stali. I tak już zostało. W wiosce znalazły się 44 hobbickie nory, których drzwi skrzypią jak w filmie (niestety, wejść można tylko do jednej, a i ta wewnątrz jest pusta), ale i młyn, Gospoda pod Zielonym Smokiem, w której działa pub, zielone ogrody. – Wykonanie jest fantastyczne zgodnie z opisem w powieści, wszystko jest prawdziwe, nawet z chatek unosi się dym – zachwycał się podróżnik. Zachwycają się również turyści. Co 10 minut podjeżdża autobus, z którego wysiada 40-50 turystów. Jeden bilet kosztuje 75 dolarów nowozelandzkich. Dziennikarz wyliczył, że miesięczny przychód prywatnego przedsiębiorstwa właściciela terenu i reżysera filmu wynosi 250 tys. dolarów. W ten sposób plan filmowy stał się kolejną atrakcją turystyczną Nowej Zelandii. W trakcie relacji z podróży, wskazywał inne miejsca, gdzie były realizowane poszczególne fragmenty filmu, szczególnie szerokie plenery – miejsca rozgrywanych bitew. W świecie żeglarzy i ośrodku kultury Maorysów Hobbiton to oczywiście nie jest jedyne miejsce, do którego Tomasz Gorazdowski zabrał radzyńskich miłośników podróży. Po wylądowaniu na nowozelandzkiej ziemi na Wyspie Północnej pierwsze kroki stawiał w Auckland. To największe miasto Nowej Zelandii (1,5 mln mieszkańców), nowoczesne, z zachwycającymi turystów widokami na piękną zatokę i mnóstwem klimatycznych knajpek i restauracji. Wiele tu się dzieje, szczególnie w dziedzinie sportów wodnych, a najwięcej – żeglarstwa. „Witamy w świecie żeglarzy!” – głoszą napisy. Następnym przystankiem w podróży było Rotorua – ważny ośrodek kultury pierwotnych mieszkańców – Maorysów, znajduje się tam maoryski teatr, a na obrzeżach miasta – prawdziwa wioska Maorysów – Ohinemutu. Podróżnik pokazywał fotografie maoryskich rzeźb, tatuaży i tańców. Miejscowość uważana jest też za nowozelandzką stolicę zjawisk geotermalnych. W położonym w pobliżu parku geotermalnym gejzer Pohutu wyrzuca strumienie pary i gorącej wody na wysokość do 20 metrów co ok. 15 minut. To około ma różną długość. Dziennikarz miał pecha. Po 45 minutach zrezygnował z oczekiwania, a wówczas nastąpił wybuch gejzera. W pobliżu znajduje się wulkan Tarawera. Wspomniał też o ciekawostce – jaskini Waitomo, na której ścianach znajdują się tysiące małych robaczków, które emitują światło, tworząc niepowtarzalną konstelację na ciemnych skalnych ścianach. Podczas wędrówki na południe spotkał „szampańskie” jeziora – niepowtarzalne akweny z różnokolorową, bulgocącą wodą. – Znaleźć w nich można całą tablicę Mendelejewa – informował Tomasz Gorazdowski i zdecydowanie odradzał wszelkie próby kąpieli, które mogłyby się źle skończyć dla śmiałków. Na Wyspie Południowej, czyli na końcu świata Wyspa Południowa o podobnej powierzchni jak Północna jest bardziej dzika (tu żyje zaledwie 800 tys. mieszkańców, w tym 390 tys. w mieście Christchurch), ale też bardziej zróżnicowana – z pięknymi plażami, fiordami, lodowcami. Miłośnicy turystyki mogą skorzystać z taksówek wodnych – popłynąć wzdłuż wybrzeża dowolnie długą trasą, a potem wracać kilka dni wybrzeżem. Z noclegami nie ma problemu. Po drodze są schroniska – dobrze utrzymane i w dodatku bezpłatne, na parkingach stoi mnóstwo gotowych do wypożyczenia kamperów. Taki szlak turystyczny biegnie przez całą Nową Zelandię (ma ok. 3 tys. km długości). Można też przejechać trasę samochodem. Drogi są mało uczęszczane, wybrzeże puste, wszędzie można się zatrzymać, wykąpać. Jadąc na południe mijał niewielkie miasteczka. – Jakby się czas w nich zatrzymał, wyglądają jak w latach 50. w Europie – komentował. Wyspa ma ok. 200 km szerokości. Można ją przejechać wszerz, ale trzeba się liczyć z tym, że faktyczna droga jest 3-4 razy dłuższa niż odległość na mapie. Wnętrze wysp nowozelandzkich zajmują góry. Wzdłuż Wyspy Południowej ciągną się Alpy Południowe. Drogi są kręte, z wieloma zakrętami, jazda jest powolna. Można też góry przelecieć samolotem. Można i warto dla niesamowitych widoków. Tomasz Gorazdowski zaprezentował kilka filmików z przelotu nad Alpami Południowymi. Na terenie Parku Narodowego Westland Tai Poutini znajdują się dwa słynne lodowce – Fox Glacier i Franz-Josef Glacier. Podróżnik pokazał również film z wyprawy na lodowiec Franciszka Józefa. Poleciał tam wynajętym helikopterem. Taka atrakcja wprawdzie sporo kosztuje, podkreślał dziennikarz, ale wrażenia warte są ceny, a zdjęcia wykonane na lodowcu – bezcenne. Tomasz Gorazdowski dotarł na południowy kraniec Wyspy Południowej. Mówił o pobycie w Queenstown – miejscowości o charakterze kurortu narciarskiego, mającej ok. 15 tys. mieszkańców, do której w sezonie narciarskim przybywa ok. 1 mln turystów. Jest to również baza wypadowa dla wycieczek do fiordu Milford Sound – jednej z najpiękniejszych atrakcji Nowej Zelandii. Ten cud natury, „nieziemskie miejsce” zostało wyrzeźbione wskutek spływania lodowca do morza. Milford Sound to jedno z najbardziej deszczowych miejsc na Ziemi. Opady powodują powstanie olbrzymiej liczby wodospadów. Podróżnik pokazywał też fotografie innej atrakcji zachodniego wybrzeża Wyspy Południowej – słynne Punakaiki, czyli „Skały Naleśnikowe” – nietypowe formacje skalne, przypominające ułożone jeden na drugim naleśniki. Jadąc jeszcze bardziej na południe dotarł do Glenorchy (500 mieszkańców), gdzie stwierdził, że jest na końcu świata. – Tam droga się kończy, dalej zmienia się w szutrową. W niedalekiej odległości znajduje się kraina Paradise. Tu także, na tle wspaniałych, dzikich krajobrazów, kręcone były plenerowe sceny „Władcy Pierścieni”. Tomasz Gorazdowski odwiedził także „przy okazji” wyspy polinezyjskie, był na Tahiti, Bora-Bora, Samoa – choć każde z tych miejsc ma swą specyfikę, wszędzie są wspaniałe plaże ze złotym piaskiem i z krystalicznie czystą wodą. A turyście towarzyszy poczucie, że jest „pośrodku niczego” – w oddaleniu kilku tysięcy kilometrów od najbliższego stałego lądu. Opowieściom Tomasza Gorazdowskiego towarzyszył bogaty pokaz fotografii oraz filmów obrazujących przyrodę oraz fragmenty życia codziennego spotykanych ludzi. W podziękowaniu za spotkanie podróżnik otrzymał pamiątkowy medal „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” oraz karykaturę autorstwa Przemysława Krupskiego. Każdy zainteresowany miał też możliwość zakupienia ostatniej książki podróżnika wraz z dedykacją. Na „Radzyńskie Spotkania z Podróżnikami” zaprosił Burmistrz Radzynia Podlaskiego Jerzy Rębek oraz Starosta Radzyński Szczepan Niebrzegowski, a także organizatorzy: Radzyński Ośrodek Kultury i działające przy nim Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik”. Sponsorami wydarzenia byli: firma drGerard, Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych oraz Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Radzyniu Podlaskim. Anna Wasak Data publikacji: r. Jak mamy coś po sobie zostawić, to niech to będzie tylko odcisk stopy Wywiad Roberta Mazurka z dziennikarzem radiowym i podróżnikiem Tomaszem Gorazdowskim Ryszard Kapuściński w „Podróżach z Herodotem” napisał: „Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej.” Kto zaraził Pana bakcylem podróżowania? Nie mam tutaj najmniejszej wątpliwości – to byli moi rodzice, którzy każdą wolną chwilę i każde zarobione pieniądze wydawali na poznawanie świata. W dzieciństwie razem z nimi zwiedziłem całą Europę, począwszy od Bułgarii, a kończąc na Szkocji. Jeździliśmy trabantem, małym i dużym fiatem. Wtedy wszystko się zaczęło, najpierw odkrywanie świata na małą skalę, a później na trochę większą. A jak wpadł Pan na pomysł motocyklowej podróży dookoła świata, o której możemy przeczytać w książce „126 dni na kanapie. Motocyklem dookoła świata”? Przed tą wyprawą jeździłem już w różne rejony świata, o czym dobrze wiedziała moja rodzina i znajomi. W pewnym momencie dostałem od brata książkę Ewana McGregora i Charliego Boormana pt. „Long Way Round”, którzy robiąc materiały do BBC przejechali cały świat. Różnica była taka, że oni dysponowali milionowym budżetem i potrafili jeździć motocyklami. Ja nie miałem takiego budżetu ani nigdy nie jeździłem jednośladem. Stwierdziłem jednak, że pomysł jest fantastyczny. W miarę łatwo udało mi się znaleźć sponsorów, a samo nauczenie się jazdy motocyklem też nie sprawiło mi większego problemu. Wyszedłem z założenia, że jak uda się na niego wsiąść i przejechać 3 kilometry, to zapewne uda się przejechać i 30 kilometrów. A jeżeli 30 to i 300. A potem te 30 000 dookoła świata to jest tylko multiplikacja tych 3, 30... Mówi się, że każdy ma swoją górę do zdobycia. Czy podróż ta była Pana przysłowiowym Mount Everestem? Patrząc na nią z perspektywy czasu, to tak. Lata lecą, człowiek zrobił się już bardziej wygodny i nie wiem, czy teraz znalazłbym w sobie motywację, by wyruszyć w tak wymagającą i trudną logistycznie podróż. O takiej podróży marzy chyba każdy. Pan spełnił te marzenia bardzo szybko, ale udowodnił też później, że istnieją równie spektakularne wyczyny. Mam tutaj na myśli podróż drogą Panamerykańską, która stała się tematem Pana drugiej książki pt. „Przez trzy Ameryki. 30 000 kilometrów z Alaski do Ziemi Ognistej ”. Może Pan powiedzieć nam coś więcej na temat tej podróży? Jedyną dla mnie szansą, aby pojechać w długą podroż, podczas gdy pracowałem na etacie w radio, było połączenie jednego z drugim. W związku z tym po wyprawie motocyklem dookoła świata kolejny projekt musiał być bardziej trudny i ekstremalny. Podróż przez trzy Ameryki wydawała mi się wystarczająco atrakcyjna, by znaleźć sponsorów i zainteresować nią ludzi. I to wszystko chyba mi się udało. A którą z trzech Ameryk najmilej Pan wspomina? Każda była absolutnie inna i każdą bardzo miło wspominam. Jednak gdybym miał na miesiąc przenieść się do wybranej, to byłaby to Ameryka Południowa. Jeżeli przejechałem zachodnią część tego kontynentu, to wschodnia została prawie nie ruszona. W związku z tym te rejony są dla mnie nieznane i to jest dobry powód by tam powrócić. Podróż dookoła świata jak i przez trzy Ameryki zrealizował Pan wspólnie z Programem Trzecim Polskiego Radia. Czy takie codzienne relacjonowanie wyprawy nie odzierało jej z magii podróżowania? Czy nie miał Pan poczucia, że przez to po drodze uciekało wiele rzeczy? Momentami tak. Stosunkowo najtrudniejsza była pierwsza motocyklowa wyprawa dookoła świata, na którą porwałem się trochę jak z motyką na słońce. Wyjeżdżając nie wiedziałem, z czym się to wiąże, nie przewidziałem, że jadąc motocyklem, nie można było niczego innego robić. W przypadku wyprawy samochodowej przez trzy Ameryki było już łatwiej. W trakcie przemieszczania się można było coś poczytać, zaplanować czy popracować nad dźwiękiem. Wielokrotnie dojechawszy w fajne miejsce zamiast iść na plażę, zdobywać jakiś szczyt czy coś zwiedzić musieliśmy natychmiast wypakowywać wszystkie rzeczy i przygotowywać program. Bardzo często w Pana książkach odnajdziemy odwołania do „Władcy Pierścieni”. Jest Pan fanem trylogii Tolkiena? Jestem jednym z największych fanów! „Władca Pierścieni” to książka, którą najwięcej razy w życiu przeczytałem, po raz pierwszy w pierwszej klasie podstawówki. W domu, wspólnie z bratem i ojcem, urządzaliśmy sobie nawet konkursy wiedzy, odpytując się z jej treści. Z jednej strony cieszę się, że świat poznał Tolkiena po ekranizacji „Władcy Pierścieni”, a z drugiej trochę mi smutno, bo byłem jednym z niewielu, który znał przygody dzielnych Hobbitów. Mam też trochę żal do Petera Jacksona, gdyż jako zaawansowany „tolkienolog” dostrzegam duże nieścisłości w filmie. A jaki wpływ na Nową Zelandię wywarł ten film? Potężny, przede wszystkim nastąpił ogromny rozwój turystyki. Jest to doskonały przykład na to, jak masowa kultura jest w stanie zmieć nawet kraj. Przed ekranizacją „Władcy Pierścieni”, jeżeli ktoś mówił o Nowej Zelandii, to z reguły miał skojarzenie z owcami, może z żeglarzami. Obecnie w pierwszej kolejności przed oczami mamy piękne widoki, które widzieliśmy w filmie. Miliony ludzi z całego świata przyjechały do Nowej Zelandii, by zobaczyć, gdzie był kręcony „Władca Pierścieni”. Zostawili oni miliony euro, funtów i dolarów, powstały nowe miejsca pracy. W Nowej Zelandii odwiedził Pan wiele miejsc związanych z „Władcą Pierścieni”. Które z nich zrobiło na Panu największe wrażenie i dlaczego? Zdecydowanie „Hobbiton”, który został zbudowany od podstaw z ogromnym pietyzmem i dbałością o szczegóły. Obecnie jest to dobrze funkcjonujące przedsiębiorstwo, które dziennie obsługuje tysiące ludzi. Natomiast jeżeli chodzi o miejsca związane z kręceniem filmu, to każdemu polecam filmowy Mordor, czyli Górę Przeznaczenia. Sam wulkan i jego okolica są bardzo piękne i stanowią fantastyczne miejsce na wycieczki. Dzięki Tolkienowi Nowa Zelandia wielu osobom kojarzy się właśnie z „Władcą Pierścieni”, ale jej symbolem jest też kiwi... Zanim się stał taki, jaki jest, był ptakiem latającym i bardzo kolorowym. Według wierzeń Nowozelandczyków kiwi poświęcił swoje skrzydła i piękne upierzenie, aby zostać obrońcą lasu. Obecnie żyje w Nowej Zelandii około 50-60 tys. tych ptaków. Zagrożeniem dla nich są drapieżniki wyjadające jaja, które kiwi składa rzadko. Jego jajo jest największe na świecie w stosunku do masy ptaka. Jest ono kilkakrotnie większe niż jajo kury, która jest rozmiarem zbliżona do kiwi. Ciekawostką jest też to, że 98% Nowozelandczyków nie widziało kiwi w jego naturalnym środowisku, ponieważ jest to ptak nocny. A w jaki sposób najlepiej poznawać Nową Zelandię? Wydaje mi się, że kamperem, który jest bardzo popularnym sposobem podróżowania po tym kraju. Dodaje on romantyzmu, można zatrzymać się, gdzie się tylko chce, a poza tym wiele miejsc jest przygotowanych pod tym kątem. Do dyspozycji mamy mnóstwo szlaków turystycznych, we wszystkich częściach Nowej Zelandii, łączący północny cypel z południowym. Liczy on ok. 3 tys. kilometrów. No właśnie, jazda samochodem po Nowej Zelandii bardzo różni się od jazdy po Polsce. Co dla Pana było najtrudniejsze? Utrzymać limit prędkości. W Nowej Zelandii jest dużo miejsc, gdzie drogi są puste i obowiązuje ograniczenie prędkości do 90 km/h poza miastem. Nie ma to logicznej podstawy, ale tam tak jest, a mandaty są naprawdę wysokie. Obok Nowej Zelandii odwiedził Pan wyspy Pacyfiku, Bora Bora, Tahiti, Samoa, Bali czy Fidżi. Gdy słyszymy ich nazwy w większości mamy skojarzenia z rajem. Czy tak jest w rzeczywistości? To są tak piękne miejsca, że faktycznie kojarzą się z rajem. Będąc tam doświadczamy połączenia dżungli z ciepłym i przejrzystym oceanem, bogactwem podwodnego świata. Nie ma tam cywilizacji oraz tłumów ludzi. Jedynie jedzenie mogłoby być lepsze. Wyspy Pacyfiku są dobrym miejscem do poleniuchowania, ale ile można tylko odpoczywać? Na dłuższą metę nie ma tam co więcej robić. Wspomniał Pan, że nie ma tam tłumów turystów. Z czego to wynika? Bo jest daleko. Ponadto trudno tam dojechać, bilety są drogie, a podróż trwa bardzo długo. Na Wyspach Pacyfiku znajduje się miejsce, z którego jest najdalej we wszystkie strony na świecie. Będąc na centralnie położonym Tahiti mamy kilka tysięcy kilometrów na wschód do Ameryki Południowej, tyle samo od zachodu dzieli nas od Australii. Nie mówiąc już o tym, że na północ do stałego lądu jest jeszcze dalej. Samoańskie przysłowie mówi: „Jak przyjedziesz do nowego kraju, zanim zaczniesz przyglądać się miejscom, przyjrzyj się ludziom.” Poznając świat bardziej interesują Pana miejsca czy ludzie? Zależy to od miejsca, w którym się znajduję. W jednych krajach ciekawsi są dla mnie mieszkańcy, a w innych bardziej zwracam uwagę na zabytki. Nie jestem w stanie powiedzieć, od czego to zależy. Spotkałem na świecie ludzi, którzy są naturalnie sympatyczni i wychodzą do ciebie z sercem na dłoni. Takim krajem jest na przykład Tajlandia. Z kolei sąsiedni Wietnam jest już zupełnie inny. Jego mieszkańcy są bardziej szorstcy, krzykliwi a człowiek przez cały czas ma wrażenie, że chętnie by go oszukali. Tam bardziej zwracam uwagę na kraj. Dlatego moje zainteresowania zależą od okoliczności, miejsca lub celu podróży. A jacy są mieszkańcy Nowej Zelandii i wysp Pacyfiku? Nie można tutaj generalizować. Mieszkańcy Nowej Zelandii są sympatyczni, przyjaźni, uprzejmi i otwarci na ludzi. Reprezentują anglosaski sposób bycia. Natomiast mieszkańcy każdej wyspy na Pacyfiku różnią się od siebie. Zauważyłem chociażby, że mieszkańcy Bora Bora czy Tahiti są trochę zmanierowani. Pana najnowsza książka o podroży po Nowej Zelandii i wyspach Pacyfiku w tytule ma obietnicę Tiaki. Co to takiego? Obietnicę Tiaki można złożyć w Nowej Zelandii. Jej mieszkańcy są wdzięczni Opatrzności, że ich kraj został bogato obdarowany w cuda natury. Jest to nic innego jak obietnica, że dołoży się wszelkich starań, by zachować piękno przyrody. Ewentualnie można dołożyć swoją cegiełkę do rozwoju i poprawy sytuacji. Należy zwracać uwagę na to, że jak mamy coś po sobie zostawić, to niech to będzie tylko odcisk stopy. Życzylibyśmy sobie, by taka obietnica miała zastosowanie na całym świecie. Dziękuje za wizytę i spotkanie w Radzyniu Podlaskim. Jak świat wróci na normalne tory i podróżowanie znowu stanie się łatwiejsze, to zapewne ruszę w świat. A jak ruszę, to mam nadzieję, że wrócę. A jak wrócę, to z chęcią znowu do Radzynia zawitam. Dziękuję bardzo. Data Publikacji: r. „Obietnica Tiaki. O niezwykłości Nowej Zelandii i wysp Pacyfiku” Rok wydania: 2021 Nowozelandczycy odczuwają szczególny związek ze swoim krajem, bo od najmłodszych lat nakłada się na nich obowiązek opieki nad miejscem, w którym żyją. Obietnica Tiaki to zobowiązanie do opieki nad Nową Zelandią - na teraz i dla przyszłych pokoleń. Także wszystkich przybyłych zachęca się, by dbali o kraj, w którym goszczą, o środowisko, ziemię i wodę i by nie zostawiali po sobie nic prócz wspomnień. Tomasz Gorazdowski, dziennikarz, podróżnik i autor książek podróżniczych, tym razem zabiera nas w miejsca wyjątkowe, na sam koniec świata - do Nowej Zelandii i na wyspy Pacyfiku. Zgodnie z obietnicą Tiaki będzie to podróżowanie z otwartym umysłem i sercem, odpowiedzialnie, z szacunkiem do innych, do kultury i przyrody, o którą tak dbają mieszkańcy tych miejsc. Wraz z autorem wybierzemy się więc do egzotycznych krajów, takich jak Wyspy Cooka, Vanuatu czy Samoa, które często trudno nawet zlokalizować na mapie. Na wielu zdjęciach zobaczymy zapierającą dech i różnorodną przyrodę Nowej Zelandii oraz bajeczne tropikalne plaże wysp Pacyfiku. Poznamy atrakcje turystyczne i ciekawostki, ale też mieszkańców. Autor bowiem oddaje głos spotykanym po drodze ludziom: żyjącym w miejscach, do których nie poprowadzą nas przewodniki turystyczne, i wiedzącym rzeczy, o jakich nie przeczytamy w innych książkach. Źródło: „Przez trzy Ameryki. 30 tysięcy kilometrów z Alaski do Ziemi Ognistej” Rok wydania: 2015 Każdy kilometr z Tomkiem Gorazdowskim to nowa przygoda. Odkryj trzy Ameryki, jakich jeszcze nie znasz. Bezkresne tereny Alaski, peruwiańska pustynia, boliwijski szlak rajdu Dakar czekają. Wystarczy tylko ruszyć w drogę. Tomek Gorazdowski siada za kierownicą terenówki i rusza w podróż przez trzy Ameryki. Zabiera nas na wyścig psich zaprzęgów na Alasce, kosztuje lokalnych trunków w mieście Tequila, zajada kokę ze świętym Maximonem w Gwatemali i odkrywa tajniki produkcji cygar w Nikaragui. Źródło: „126 dni na kanapie. Motocyklem dookoła świata” Rok wydania: 2010 Czy łatwo jest wyruszyć w podróż dookoła świata? Czy można porwać się na to całkiem spontanicznie? I czy taka podróż może zakończyć się sukcesem? Książka 126 dni na "kanapie". Motocyklem dookoła świata pokazuje, że na wszystkie te pytania można odpowiedzieć twierdząco. Autor książki, nie mając nawet prawa jazdy, wpadł na pomysł, że objedzie świat na motorze. I jak pomyślał – tak zrobił. Uczestnicy wyprawy – dziennikarze radiowej Trójki Tomek Gorazdowski i Michał Gąsiorowski, spędzili cztery miesiące na „kanapach” – motocyklowych siodłach. Odwiedzili 19 krajów, przejechali ponad 21 tysięcy kilometrów. Napisana żywym językiem, pełna humoru książka jest zapisem ich wyprawy – przygód, spotkań z ludźmi, zmagań z upałem, zmęczeniem i biurokracją. Przede wszystkim jest jednak pochwałą życia niestroniącego od wyzwań, obowiązkową lekturą dla niespokojnych duchów i niestrudzonych poszukiwaczy przygód. Źródło:
New Line Cinema. Jak donosi Deadline, producenci serialu Władca pierścieni: Pierścienie Władzy prowadzą rozmowy z Howardem Shorem, aby stworzył muzykę do pierwszego sezonu. Byłby to powrót kompozytora po pracy nad filmowymi trylogiami Władca Pierścieni i Hobbit. Howard Shore to cały klimat Śródziemia, który pokochali fani na
Nowa Zelandia – przykładowe programy indywidualne ŚLADAMI HOBBITA I WŁADCY PIERŚCIENI 16 DNI5 sierpnia, 2015Wędrówka śladami filmów oraz odkrywanie uroków wysp Południowej i Północnej. 500 800 toptravel 2015-08-05 12:40:002019-04-11 10:28:09ŚLADAMI HOBBITA I WŁADCY PIERŚCIENI 16 DNIKLASYCZNA NOWA ZELANDIA 10 DNI5 sierpnia, 2015Auckland, Rotorua, Queenstown, parki narodowe 500 800 toptravel toptravel2015-08-05 11:53:302019-04-11 10:28:19KLASYCZNA NOWA ZELANDIA 10 DNI KLASYCZNA NOWA ZELANDIA 10 DNIŚLADAMI HOBBITA I WŁADCY PIERŚCIENI 16 DNISystem wykorzystuje pliki cookies. Bez tych plików serwis nie będzie działał poprawnie. W każdej chwili, w programie służącym do obsługi internetu, można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji w Polityce prywatności. .Accept CZytaj o polityce prywatności Nowa Zelandia kojarzy się nam z pięknymi krajobrazami, nieskażoną przyrodą oraz oczywiście z "Władcą Pierścieni". To właśnie w tym kraju powstawała większość zdjęć do tego kultowego filmu. Zobacz piękną relację z tego cudownego zakątka świata. Katowice – Frankfurt/M – Osaka – Auckland – Rotorua – Taupo – Tongariro NP – Wellington Nowa Zelandia kusiła mnie od bardzo, bardzo dawna. Znaleźć się na końcu świata, w kraju klimatem zbliżonym do naszego, ale różniącym się od Polski pod każdym względem – tak, to było wielkie coś. Długo zbieraliśmy się do podjęcia decyzji o wyjeździe, wreszcie klamka zapadła – w październiku kupiliśmy bilety do Auckland. Niestety, ze względu na kosmiczną odległość bilety nie należą do najtańszych i stanowią połowę kosztów całej wyprawy. Kolejnym krokiem była rezerwacja samochodu, miał to być pojazd zarówno do poruszania się po Nowej Zelandii, jak i do spania. Zdecydowaliśmy się na najtańszą z możliwości, czyli na pożyczenie samochodu typu kombi, w którym po rozłożeniu tylnych foteli robi się całkiem spora przestrzeń do spania. Oczywiście opcji wypożyczenia samochodów jest wiele (o tym na końcu relacji w dziale porady i patenty), wiadomo jednak, iż najważniejszym czynnikiem jest cena. Nasz wybór padł na wypożyczalnie APEX oraz na samochód Nissan Wingroad. W kwocie 1907,99 NZD dostaliśmy na miesiąc samochód bez limitu przejechanych kilometrów wraz z pełnym ubezpieczeniem, oraz bilety na przeprawę promową w obie strony między wyspami północną i południową. Jeszcze w Polsce dokonaliśmy też rezerwacji hostelu Borders Beyond w Auckland (20 NZD dorm) – chcieliśmy po prostu przed wyruszeniem w objazdówkę odpocząć i odświeżyć się po długim locie. Wreszcie nadszedł długo oczekiwany dzień wylotu, nikt z nas wtedy nie przypuszczał nawet, że natura zafunduje nam dodatkowe atrakcje i że otrzemy się o 2 katastrofalne w skutkach trzęsienia ziemi. Przelot na drugi koniec świata to ok. 26 godzin samego lotu, do tego dochodzą jeszcze przesiadki i oczekiwania na kolejne loty, tak że w sumie podróż do Auckland zajęła nam 36 godzin. Międzylądowania mieliśmy we Frankfurcie nad Menem, gdzie dołączyli do nas Maciek z Darią, oraz Osace – nowoczesnym lotnisku położonym na sztucznie zrobionej wyspie. Wreszcie przylatujemy do Auckland i tu przyjemna niespodzianka odprawa na lotnisku nie była specjalnie żmudna i dokładna. Oficera w biosecurity informujemy o braku jakiejkolwiek żywności i podpisujemy się pod deklaracją, że nie wwozimy żadnych nasion, ani innych organicznych ustrojów niepożądanych w Nowej Zelandii i po prześwietleniu bagaży i wykonaniu telefonu do Apex’a, jedziemy vanem z wypożyczalni, do biura firmy. Tutaj dopełniamy resztę formalności, wnosimy należną kwotę za samochód i po zamontowaniu GPSa przywiezionego z Polski, jedziemy do hostelu Borders Beyond. Napomknąć tutaj muszę, iż człowiek nieprzyzwyczajony do lewostronnego ruchu czuje się jak nowicjusz jeżdżący ze znaczkiem „L” na dachu. Przez pierwsze kilkadziesiąt kilometrów notorycznie mylą mi się przełączniki kierunkowskazów z wycieraczkami, a wsiadanie kierowcy od strony pasażera to normalka… Jednak po dwóch dniach przywyknąłem do tych zmian i jeździło mi się już całkiem normalnie (o nowozelandzkich przepisach drogowych szerzej na końcu w dziale porady i patenty). W hostelu jemy śniadanie i odświeżamy się. Następnie wskakujemy w lekkie, letnie ciuchy i uderzamy w miasto. Pierwsze kroki kierujemy do najwyższej budowli w Nowej Zelandii czyli słynnej 328 metrowej Sky Tower, z której roztacza się fantastyczny widok na okolicę. Jako, że kraj ten słynie ze wszelakich sportów ekstremalnych, to jedną z atrakcji Sky Tower jest skok na bungi z wysokości 192m za jedyne 225 NZD. My jednak nie decydujemy się na aż tak drastyczny powrót w dół z wieży i zjeżdżamy normalnie windą. Następnie udajemy się na spacer po mieście i po dłuższej wędrówce wzdłuż wybrzeża dochodzimy do oceanarium Kelly (33,90 NZD), gdzie można zobaczyć rekiny, pingwiny i szereg różnych stworzeń morskich żyjących w wodach otaczających Nową Zelandię. Szczerze? Atrakcja zdecydowanie dla dzieci, mnie osobiście rozczarowała. Z oceanarium wracamy busikiem z powrotem do centrum na lunch, a następnie udajemy się na zakupy do jednego z supermarketów. Tam kupujemy głównie prowiant na drogę oraz butle z gazem do gotowania. W nocy nie mam żadnych problemów ze spaniem i wygląda na to, że jetlag mnie ominął. Rano zjadamy śniadanie, pakujemy się do pożyczonych samochodów i wyruszamy w drogę. Pierwszy postój mamy w Matamata, gdzie Peter Jackson na potrzeby filmu umieścił Hobbiton czyli osadę Hobbitów z książki Władca Pierścieni. Od razu muszę zaznaczyć, że wielkim fanem twórczości Tolkiena jest moja Asiula, ja wstyd przyznać, nie dość że nie czytałem żadnej jego książki, to nawet nie obejrzałem filmu zrobionego na podstawie słynnej trylogii. Asiula tymczasem biega po Hobbitonie z obłędem w oczach i zagląda niemal pod każdy kamień, z trudem udaje mi się ją namówić na kontynuowanie podróży… Wreszcie ruszamy dalej i niezwykle malowniczymi i pustymi drogami dojeżdżamy do krainy gejzerów – Rotoruy. Kupujemy bilety wstępu do Te Puia (42 NZD/os.) jednej z nielicznych płatnych atrakcji przyrodniczych w Nowej Zelandii (zdecydowana większość jest darmowa) i rozpoczynamy 1,5 godzinne zwiedzanie doliny pełnej gejzerów i gotującego się błota. Wszędzie czuć woń siarki, doskwiera też żar lejący się z nieba dodatkowo podgrzewany gotującą się wodą z gorących źródeł. Z Rotoury kierujemy się na południe do położonej nad jeziorem Taupo miejscowości o tej samej nazwie. Decydujemy się na nocleg na rogatkach miasteczka, na parkingu przy jeziorze. Do dyspozycji mamy toaletę, elektrycznego grilla i widok na jezioro. Nowa Zelandia to kraj wręcz stworzony dla zmotoryzowanego turysty. Praktycznie każda droga dochodząca do morza czy jeziora kończy się parkingiem z toaletą, bywa że nawet z prysznicem. O ile nie ma wyraźnych zakazów odnośnie biwakowania lub nocnego parkowania (no overnight parking) przyjęło się że można zanocować jedną noc w takim miejscu. Dostosowanie auta do spania trwa chwilę, wszystkie rzeczy przenosimy na przednie fotele, tylne rozkładamy do pozycji horyzontalnej i na tak powstałą płaszczyznę kładziemy dmuchane karimaty. Śpi się naprawdę wygodnie, co najważniejsze nie wieje, nie kapie na głowę, nie ma zabawy z rozbijaniem i zwijaniem namiotu, no i można spać praktycznie wszędzie. I o to właśnie chodzi. Rano wstajemy i wyruszamy do najstarszego parku narodowego w Nowej Zelandii - Tongariro. Na początku odwiedzamy visiting center, gdzie zasięgamy języka i kupujemy mapę. Następnie jedziemy drogą do końca doliny gdzie przesiadamy się na wyciąg krzesełkowy (24 NZD), którym wjeżdżamy na wysokość około 2000 mnpm. Niestety na górze dopada nas ogromna chmura z deszczem, która przegania nas z powrotem w dół. Nie dość, że nic nie zobaczyliśmy to jeszcze nas zmoczyło. Wracamy zatem znowu do wioski Whakapapa, gdzie robimy przerwę obiadową. Podczas gotowania napatacza się para z Polski, która z racji 3 miesięcznego pobytu w Nowej Zelandii przekazuje nam szereg cennych spostrzeżeń. Dzięki nim dowiadujemy się o pobliskim kampingu DOC (Department of Conservation) Mangahuia Campsite, na który zresztą udajemy się na nocleg. Obozowisko pęka w szwach, z trudem udaje nam się znaleźć miejsce dla naszych Nissanów. Kampingi DOC to najtańsza płatna baza noclegowa w Nowej Zelandii. Ceny w zależności od standardu i regionu kształtują się od 5 do 15 NZD za osobę. Pieniądze wkłada się do specjalnej, opisanej koperty z naszymi danymi, którą następnie wrzuca się do skarbonki, umieszczonej z reguły przy wjeździe na kamping. Rzecz jasna można próbować spać na gapę, licząc, że się nie natknie na rangersa i nie ma co się czarować ale robiliśmy to wielokrotnie, zresztą nie my jedni - średnio ponad połowa biwakujących waletowała. Rano wstajemy skoro świt i dzielimy się na 2 teamy, tzn. ja z Asiulą jedziemy autem naszych przyjaciół do miejsca gdzie kończy się trekking, a Maciek z Darią naszym autem udają się do punktu w którym wszystkie grupy rozpoczynają wędrówkę po wulkanach, tzw. Tangariro Crossing. Dzięki temu nie musimy płacić 60 NZD za osobę za transport busem po zakończeniu trekkingu. Po prostu w połowie szlaku w górach wymieniamy się kluczykami z samochodów i każdy wraca do swojego auta. Nie ukrywam, że my zaczynając wędrówkę tam gdzie wszyscy ją kończą, dokonaliśmy świetnego wyboru, gdyż na naszej drodze było puściuteńko. Pogoda tego dnia dopisuje wyśmienicie, idzie się bardzo dobrze po świetnie przygotowanym szlaku. Tutaj znowu mała dygresja. Infrastruktura turystyczna Nowej Zelandii to wzór dla innych krajów. Doskonale oznaczone i świetnie przygotowane szlaki, z miejscami do odpoczynku, z czystymi toaletami, po prostu ideał. Po drodze mijamy parujące, gorące źródła, następnie schronisko Ketetahi Hut i dalej mozolnie pnąc się w górę osiągamy czerwony krater, pod którym wymieniamy się kluczykami z Maćkiem i Darią. Widok z tego miejsca jest niesamowity: krater wygląda jak paląca się hałda, czuć siarkę i ciepło pod podeszwami, a poniżej widać kilka kolorowych jeziorek i hordę ekshibicjonistów, którzy kompletnie nago chodzą po górach. Dokładnie nie wiem o co w tym wszystkim chodzi ale to forma jakiejś naturystycznej nowozelandzkiej turystyki, podobnież bardzo popularna w tym kraju. Po 8 godzinach wędrówki dochodzimy do parkingu w Mangatepopo, myjemy się i wracamy naszym Nissanem do Ketetahi, skąd już razem z Maćkiem i Darią ruszamy w dalszą podróż. Tuż przed zmrokiem dojeżdżamy do Foxton Beach gdzie zostajemy na nocleg, na plażowym parkingu. Miejsce jest idealne, do dyspozycji mamy toaletę, prysznic i plażę, po której można jeździć autem!!! Rano po śniadaniu niewiele się zastanawiając korzystamy z tej opcji i udajemy się na przejażdżkę wzdłuż oceanu. Przy wyjeździe już na normalną drogę tracimy jednak trochę czasu na wyciąganiu samochodu Maćka, który zakopał się w kopnym piasku. Ogólnie jednak nowe doświadczenie i nowa przygoda, jak najbardziej udana. Z Foxton jedziemy już bezpośrednio do Wellington, które wita nas niestety deszczową pogodą. Tutaj też zastaje nas informacja o wielkim trzęsieniu ziemi, które nawiedza oddalone o 400 km Christchurch. Nieświadomi jeszcze tego jak wydarzenie to namiesza nam szyki postanawiamy dalej sztywno trzymać się planu wyjazdu. Tymczasem zwiedzamy Wellington, a w zasadzie największe i najnowocześniejsze muzeum Nowej Zelandii – Te Papa (wstęp wolny). 3 godziny, które tu spędzamy to absolutne minimum, które pozwala nam jedynie musnąć eksponatów i ledwo poczuć smak prawdziwej Nowej Zelandii. Z Muzeum udajemy się pod parlament, a następnie na dworzec kolejowy. Oba te miejsca to charakterystyczne dla miasta budynki o niezwykle ciekawej architekturze. Nabrzeżem wracamy do zaparkowanego u stóp góry Victoria auta i po zrobieniu zakupów w supermarkecie i zatankowaniu pojazdu, przenosimy się na nocleg na drugi koniec miasta w okolice zatoki Houghton. Co ciekawe w tym miejscu jest już zaparkowanych kilka vanów, które tak jak my na dziko będą tu nocować. strona 1 | 2 | 3 | 4 | 5
Reż. Peter Jackson Galapagos Peter Jackson z okazji dekady od premiery pierwszego „Władcy” wypuścił kolekcjonerską edycję. W 2013 roku do kin trafi ekranizacja „Hobbita”.
Widziałeś kiedykolwiek trylogię filmową “Władca Pierścieni”? Jeśli tak, to z pewnością wiesz, że wiele scen kręconych było w Nowej Zelandii. Tam znajduje się również słynny Hobbiton - wioska Hobbitów właśnie z filmów na podstawie książek Tolkiena. Ale to nie jedyne atrakcje czekające na przyjezdnych w Nowej Zelandii. Prawdę mówiąc, trudno wyobrazić sobie kraj, który przy tak małej powierzchni oferowałby tak wiele. Najlepszą metodą, żeby skorzystać z jak największej ilości atrakcji, które Nowa Zelandia ma dla turystów, jest wynajęcie samochodu i objechanie obydwu wysp wzdłuż i wszerz. Przede wszystkim nastaw się na zapierające dech w piersiach widoki. Choćby półwysep Coromandel, znajdujący się na północnej wyspie. Białe, piaszczyste plaże w sąsiedztwie stromych skał górujących nad twoją głową, pokrytych soczyście zielonymi lasami. Podobnie rajską, plażową scenerię znaleźć można w Parku Narodowym Abel Tasman. Chyba, że zamiast plaż wolisz krajobraz bardziej fiordowy - w takim razie z pewnością spodoba ci się Zatoka Milforda, wąska, wypełniona krystalicznie czystą wodą i otoczoną wysokimi górami. A może wolałbyś gejzery? W takim razie koniecznie wybierz się do Rotorua, gdzie czekają cię gorące źródła, ale też możliwość jazdy na rowerze po okolicznych wzgórzach, czy raftingu na rzece. Dla miłośników mroźniejszych klimatów Nowa Zelandia ma lodowce - przede wszystkim najsłynniejsze Franz Josef i lodowiec Foxa, w Parku Narodowym Westland. Z kolei w Punakaiki zobaczyć możesz obłędne wapienne skały, które zaczęły się tworzyć już 30 milionów lat temu. No, i nie sposób pominąć najwyższego szczytu Nowej Zelandii - Góry Cooka, niesamowitego wzniesienia o surowej, szarej barwie, przetykanej bielą śniegu. Jakby mało było atrakcji związanych z naturą, na Nowej Zelandii jest ogrom rzeczy, którymi można się zająć i zwiedzać, w tym kilka niesamowitych miast. Zaczynając od stolicy - Wellington, usadowionej w pięknej lokalizacji między wybrzeżem a zielonymi wzgórzami, która oferuje ogrom aktywności dla wszystkich odwiedzających. Kolejnym miastem, które koniecznie trzeba odwiedzić jest Queenstown - królestwo adrenaliny. Tam masz okazję posmakować prawdziwych wrażeń; można wybrać się w rejs po jeziorze, lub na spływ kajakowy po rwących rzekach, przejechać się najbardziej stromą kolejką linową na południowej półkuli lub skoczyć na bungee. W okolicach Queenstown również kręcone były liczne sceny z Władcy Pierścieni, można więc też wybrać się na wycieczkę śladami Śródziemia. A kiedy zechcesz nieco zwolnić i uspokoić szalone tempo, miasteczko Napier będzie idealnym wyborem. To lokalna stolica art-deco, wypełniona piękną architekturą. Warto wybrać się także do Dunedin - portowego miasteczka na południu kraju, zwanego “Edynburgiem Południa”. Nie tylko samo miasto, ale też okolice oferują liczne atrakcje, w tym możliwość spotkania pingwinów, albatrosów i innych egzotycznych zwierząt. Choć dzisiejsza Nowa Zelandia jest nowoczesnym i wysoko rozwiniętym krajem, wciąż żywa są tu kultura Maorysów, której można doświadczyć dzięki licznym muzeom, rezerwatom, czy zorganizowanym zajęciom lub wycieczkom. Tańce, pieśni i legendy Maorysów dodadzą twojej nowozelandzkiej przygodzie niespotykanego kolorytu. No i pozostaje wszystko, co pomiędzy - kilometry pięknych dróg, niesamowitych widoków, wspaniałych krajobrazów. Miasteczka i wioski, góry i doliny, rzeki, wybrzeże, zielone lasy i ośnieżone wzgórza. Taka wyprawa na Nową Zelandię to nie jest plan na zwykłe wakacje. To przygoda życia, gdzie od wrażeń będzie się kręcić w głowie, a po powrocie miesiącami będzie się chciało opowiadać o wszystkim, co się widziało i czego się doświadczyło w tym niesamowitym miejscu.

The Lord of the Rings. W opinii piszącego te słowa nie jest to jednak jedyne wytłumaczenie tego stanu rzeczy. Określenie Władca Pierścieni stanowi bowiem nazwę własną, która oznacza Saurona (inne peryfrastyczne określenia tej postaci to: Władca Ciemności, Czarny Władca ). W całym cyklu występują także inne tego rodzaju nazwy

Napisał 07 marzec 2011 Komentarze:DISQUS_COMMENTS Galeria zdjęć Poniedziałek, dzisiejszy dzień rozpoczął się wcześniej dla juniorek i juniorów. W ramach kolejnych atrakcji turystycznych, najmłodsi nasi reprezentanci udali się na objazdową wycieczkę po najciekawszych miejscach Wellington i jego okolicy, towarzyszy im Janusz Wlizło, który tę wprawę profesjonalnie udokumentuje fotograficznie. Są to miejsca związane z realizacją takich hitów filmowych jak Władca Pierścieni czy Avatar. Produkcja tego ostatniego była realizowana przede wszystkim w Wellington w obiektach Stone Street Studios, Weta Workshop i Weta Digital. Nagrania do filmu odbywały się również w innych częściach regionu Wellington (w Porirua City). Avatar, przebój Jamesa Camerona, jest przełom technologicznym w sztuce filmowej. Weta Digital, firma z Wellington odpowiedzialna jest za efekty wizualne w trylogii Władca Pierścieni i filmie King Kong. W opiniach specjalistów firma podniosła proces tworzenia efektów specjalnych na nowy poziom doskonałości twórczej i technologicznych. Weta Digital miała za zadanie budowania efektów specjalnych dla aż 800 w pełni komputerowych postaci. Dla Avatar, Weta Digital stworzył ponad 1800 stereoskopowych , foto realistycznych efektów strzałów. Również mimika twarzy Na'vi stworzona przez specjalistów tej firmy była wiarygodna i realistyczne. Weta Digital stosowały różne innowacyjne techniki do realistycznej animacji twarzy. Oprócz tworzenia cyfrowych postaci i środowisk, Weta Digital również tworzyła zintegrowane efekty wizualne planu zdjęciowego, wynikiem pracy firmy jest zatarcie granicy między wyobraźnią a rzeczywistością. Juniorzy obejrzeli krótki film przedstawiający produkcje efektów filmowych. Oglądali obiekty w których znajduje się wytwórnia. Prócz części kinematograficznej była wizyta na plaży dla serferów, w punkcie widokowym, skąd można było obejrzeć panoramę miasta i zatoki. Po powrocie juniorów, cała reprezentacja udała się na pierwszy trening w hali TSB Bank Arena. Zdjęcia dostępne w rozwinięciu.
57, 90 zł. Gwarancja najniższej ceny. zapłać później z. sprawdź. 64,89 zł z dostawą. Produkt: Film Władca Pierścieni: Trylogia - wersja kinowa (6 DVD) płyta DVD. dostawa we wtorek. 6 osób kupiło. dodaj do koszyka.
Dzień 1 Warszawa – AucklandZbiórka na lotnisku Okęcie w Warszawie w godzinach popołudniowych. Przelot do Auckland przez dwa porty 2 W podróżyPodróż do Nowej Zelandii – zmiany stref 3 AucklandPrzylot do Auckland – największego miasta Nowej Zelandii, transfer do hotelu. odpoczynek po podróży, następnie zwiedzanie miasta. Tego dnia zobaczymy dzielnice Parnell w stylu kolonialnym z zachowanymi drewnianymi domami i willami z epoki wiktoriańskiej oraz udamy się na wzgórze wulkaniczne Mt. Eden, gdzie będziemy podziwiać panoramę miasta usytuowanego u stop 50 wulkanicznych wzgórz. Następnie czeka nas przejazd na najpopularniejszą plażę miejską Mission Bay, skąd rozpościera się widok na malowniczo usytuowaną wulkaniczną wyspę Rangitoto. Na koniec dnia przejazd do bajecznych ogrodów zimowych. 4 Waitomo – HobbitonPrzejazd wzdłuż Waikato – największej rzeki Nowej Zelandii. Po drodze krótki postój w miasteczku Ngaruawahia, które jest siedzibą króla maoryskiego. Przejazd do Waitomo i zwiedzanie wapiennej jaskini oraz rejs podziemną bioluminescencyjną rzeką. Rzeka ta świeci neonową poświatą dzięki owadom, które są przyczepione do sklepienia jaskini. Jest to jedno z najwspanialszych zjawisk naturalnych na świecie. Dzięki bioluminescencji (świeceniu żywych organizmów) owady te sprawiają wrażenie rozgwieżdżonego nieba. czeka Następnie czeka nas podróż do krainy trolli, hobbitów i magii. To właśnie tutaj – w Hobbiton, nagrano większość scen do jednej z najpopularniejszych trylogii na świecie. Odwiedzimy słynny plan filmowy i zobaczymy jak mieszkał Bilbo Baggins. Historia głosi, że twórcy filmu okrążyli helikopterem całą Nową Zelandię w poszukiwaniu idealnego miejsca na nakręcenie filmu. Właśnie tak, mieli oni trafić na piękne zielone pagórki, otoczone dziką naturą. Z dala od cywilizacji, niewielka farmerska miejscowość o nazwie Matamata okazała się iście bajkową scenerią do nakręcenia kultowej trylogii „Hobbit”. Wieczorem możliwość skorzystania z fakultatywnego koncertu Maorysów wraz z kolacją (cena NZD).Dzień 5 Rotoura – Jezioro Tikitapu – Park KuirauPrzejazd w rejon aktywny geotermalnie i wulkanicznie. To właśnie tutaj, czekają nas liczne gorące źródła i gejzery, którym towarzyszy wydobywający się z głębi ziemi zapach siarkowodoru. Przejazd nad bajkowe trzy jeziora: Zielone Rotokakahi, Niebieskie Tikitapu i Tarawera, nad którym wznosi się wulkan o tej samej nazwie. Jego wybuch w XIX wieku spowodował śmierć ponad setki osób. Zwiedzanie Parku Kuirau, gdzie zobaczymy ogromne czerwone sekwoje, a także źródła błotne z gorącą wodą. Następnie przejazd do Te Puia, gdzie będziemy podziwiać Pohutu – najbardziej aktywny gejzer w całej Nowej Zelandii oraz do wioski maoryskiej, gdzie będziemy podziwiać słynnego ptaka kiwi, który jest symbolem Nowej Zelandii. Przejazd do wodospadu Huka. Przyjazd do największego w Nowej Zelandii, leżącego w kraterze wulkanu, krystalicznego jeziora Taupo. Przejazd do Parku Narodowego Tongariro (UNESCO) i wycieczka do świata „Mordoru”.Dzień 6 Park Tongariro – WellingtonPrzyjazd do Wellington – stolicy Nowej Zelandii, Zwiedzanie miasta: kompleks budynków parlamentu, budynki rządowe, katedra św. Pawła, nowoczesne i interaktywne Muzeum Narodowe Te Papa Tongarewa. Wjazd kolejką na punkt widokowy na Mt. Wiktoria i podziwianie panoramy miasta. Z punktu widokowego rozpościera się też przepiękny widok na Cieśninę Cooka i Zatokę 7 Picton – Park Nelson Lakes – PunakaikiOdprawa na przystani promowej, i rejs przez Cieśninę Cooka w kierunku Wyspy Południowej. Następnie przejazd przez malownicze tereny Parku Narodowego Nelson Lakes do Punakaiki leżącego w obrębie Parku Narodowego 8 Hass – Park Mt. Aspiring – QueenstownPrzejazd do lodowca Franciszka Józefa, przejście malowniczą ścieżką do czoła lodowca. Istnieje możliwość fakultatywnego lotu helikopterem nad lodowcami: a/ jeden lodowiec z lądowaniem ok. 195 NZD b/ dwa lodowce z lądowaniem ok. 265 NZD Przejazd malowniczą drogą miedzy Morzem Tasmana a górami do Haast oraz Park Narodowy Mt. Aspiring Przyjazd do bajkowego miasta Queenstown. Wjazd na punkt widokowy z którego roztacza się panorama 9 QueenstownWCzas wolny na odpoczynek lub możliwość korzystania z fakultatywnych atrakcji takich jak pływanie szybkimi łodziami w kanionie rzeki Shotower, czy możliwość skoku na bungee z mostu nad rzeka Kawarau. Po południu degustacja wspaniałych nowozelandzkich win w polskiej winnicy Gibson 10 Milford Sound – Zatoka Milforda – MossburnCałodniowy wyjazd do Parku Narodowego Fiordland, który jest największym Parkiem Narodowym Nowej Zelandii. Oglądanie wspaniałych wodospadów oraz malowniczych fiordów, wśród których najdłuższy ma 45 km. Następnie postój nad malowniczą zatoką Milforda, gdzie występuje bardzo rzadki gatunek ptaka o nazwie Takehe. Ptak ten ma jaskrawe fioletowo-niebieskie upierzenie i co ciekawe, do 1947 roku gatunek ten był uważany za wymarły. Rejs po zatoce Milforda. Przejazd do hotelu i 11 Mossburn – Dunedin – Larnach – plaża Sandfly – DunedinPo śniadaniu przejazd do Dunedin – miasta na południowym wschodzie Nowej Zelandii. Miasto to położone jest nad oceanem i zachwyca niezwykłą, szkocką architekturą rodem z Edynburga. Znajduje się tam Baldwin Street, najbardziej stroma ulica świata o nachyleniu do 38%. Zwiedzanie miasta: zobaczymy przepiękny dworzec kolejowy z początku XX wieku oraz odwiedzimy cerkiew św. Michała Archanioła. Przejazd do położonego na malowniczym półwyspie Otago zamku Larnach. Wspaniałe ogrody zamku zdobyły wyjątkową nagrodę Garden of International Significance. Następnie przejazd na plaże Sandfly, gdzie przy odrobinie szczęścia naszym oczom ukażą się lwy morskie, foki i jeden z najrzadszych na świecie gatunków pingwinów – pingwin żółtooki. Powrót do Dunedin, 12 Dunedin – Głazy Moeraki – Jezioro TekapoTego dnia zobaczymy Głazy Moeraki. Głazy te, znajdujące się na plaży Koekohe są jednym z najbardziej fascynujących cudów natury. Są to ogromne, kuliste bryły, o średnicy około 2 metrów. Legendy głoszą, że głazy są skamieniałymi jajami dinozaurów. Spacer po plaży. Następnie przejazd w okolice jeziora Tekapo. Wizyta w Obserwatorium Astronomicznym Mt John znajdującym się na górze wznoszącej się ponad jeziorem Tekapo. Obserwatorium skrywa największe teleskopy Nowej Zelandii – w tym mający 1,8 metra średnicy japońsko-nowozelandzki teleskop MOA poszukujący ciemnej materii. Tuż obok, w przepięknej scenerii na brzegu jeziora, zobaczymy kamienny kościół Dobrego 13 Jezioro Tekapo – ChristchurchPrzejazd do tętniącego życiem Christchurch. Spacer po mieście zdłuż rzeki Avon, gdzie znajdują się piękne Parki Miejskie i Ogród Botaniczny. Po drodze zobaczymy także anglikanską katedrą z 1864 roku zlokalizowaną w ścisłym centrum na placu Cathedral Square. Czas wolny na zakup pamiątek, nocleg w 14 Christchurch – WarszawaTransfer na lotnisko i wylot w kierunku 15 WarszawaPrzylot do Warszawy. DLA CHĘTNYCH ISTNIEJE MOŻLIWOŚĆ PRZEDŁUŻENIA WYPRAWY O POBYT NA FIDŻI I 14 Christchurch – Auckland – Królestwo TongaWykwaterowanie z hotelu w Christchurch i przelot przez Auckland na Tonga, które jest jedyną monarchią na całym Pacyfiku. Tonga to archipelag 176 wysp, wśród nich znajdują się bajkowe plaże, aktywne wulkany i dziewicze lasy deszczowe. Przejazd do hotelu przy plaży, 15 TongaPo śniadaniu rozpoczniemy zwiedzanie głównej wyspy. Wizyta w Nukuʻalofa – stolicy kraju, gdzie weźmiemy udział w barwnych obchodach święta Tupou (udział w obchodach możliwy tylko w terminie: – Święto to zostało ustanowione dla upamiętnienia rocznicy koronacji króla Tupou I, który był pierwszym królem Tonga. Zjednoczył on wszystkie wyspy, a także, opublikował pierwsze pisemne prawa oraz otworzył pierwszy parlament i ogłosił konstytucję. Chronił też Tonga przed kolonizacją. Uroczystość rocznicy koronacji pierwszego króla hucznie obchodzi się jako Dzień Króla Tupou I. Weźmiemy udział w barwnych obrzędach, paradach i tańcach miejscowej ludności. Po południu czas wolny na kąpiele morskie i słoneczne, 16 Tonga – FidżiCzas wolny na odpoczynek, kąpiele czy nurkowanie z rurką. Popołudniu transfer na lotnisko i przelot na Fidżi. Transfer do hotelu, 17 FidżiZwiedzanie wyspy. Tego dnia czeka nas wizyta w wiosce Navala, gdzie zobaczymy jak mieszkają rdzenni Fidżyjczycy. Wizyta w lokalnej szkole katolickiej Następnie wizyta w bajkowym Parku Narodowym Koroyanitu i trekking do wodospadu 18 Fidżi – South SeaCzas wolny na odpoczynek lub samodzielne zwiedzanie wyspy lub fakultatywny całodniowy rejs wokół najpiękniejszych wysepek archipelagu na malowniczą, rajską wyspę South Sea (ok. 180 EUR). Podczas rejsu możliwość nurkowania w turkusowej wodzie. Na wyspie lunch połączony z pokazem lokalnego, fidżyjskiego 19 Fidżi – AucklandTransfer na lotnisko i przelot do Auckland. Zakwaterowanie w hotelu, czas wolny na zakup pamiątek. 20 Auckland – WarszawaTransfer na lotnisko i przelot w kierunku 21 WarszawaPrzylot do Warszawy. Powstaje gra nowa gra w uniwersum Władcy Pierścieni. Za jej powstanie odpowiadają współtwórcy trylogii filmowej Petera Jacksona, a w projekt zaangażowało się Take-Two. Nowa Zelandia to kraj marzenie na krańcu świata. Albo też, jak mawiają mieszkańcy tego kraju, na początku świata 😉 Tylko jak się do Nowej Zelandii dostać? Kiedy najlepiej przylecieć? Jak zorganizować podróż i do jakich miejsc warto się wybrać? Czy zobaczymy na miejscu Hobbita i krainy z Władcy Pierścieni? I ile to wszystko będzie kosztowało? Odpowiedzi poniżej. Lista wszystkich wpisów znajduje się poniżej. Kliknij, aby przejść do nich od razu. Gdzie leży Nowa Zelandia? Niby śmieszne pytanie, ale jak przyjdzie co do czego to niejednemu może zrobić się głupio :p Odpowiadamy więc, patrząc z Wrocławia dokładnie na końcu świata. Patrząc z Auckland dokładnie na jego początku 😉 Na mapie najlepiej szukać obok Australii. Do niedawna uczyliśmy się o kontynencie Australia i Oceania, w skład którego wchodzi również Nowa Zelandia. Możemy chyba powoli o tym zapomnieć, gdyż całkiem niedawno nowozelandzcy (a jakże) naukowcy wysnuli tezę, iż Nowa Zelandia to tak naprawdę część osobnego kontynentu, Zelandii, którego 90% znajduje się pod wodą. Kliknij na punkty na mapie Kiedy najlepiej lecieć do Nowej Zelandii? Nowa Zelandia leży na półkuli południowej. Co to oznacza dla nas oznacza? Pory roku w Nowej Zelandii występują dokładnie na odwrót do naszych. Gdy u nas jest zima, w Nowej Zelandii panuje lato. Aby trafić na najlepsze temperatury najlepiej wybrać się na wakacje pomiędzy październikiem a kwietniem. Pamiętać należy przy tym, że grudzień-styczeń to czas świąt i szczyt sezonu, więc w pakiecie dostaniemy tłok w najbardziej turystycznych miejscach. Pamiętać należy wtedy o zabukowaniu noclegów z wyprzedzeniem, aby nie pozostać bez dachu nad głową w okresie świąteczno-noworocznym. Znajdźcie najtańsze bilety dzięki rankingowi najtańszych wyszukiwarek lotów, który dla was przygotowaliśmy! Wiza do Nowej Zelandii Polacy udający się do Nowej Zelandii na okres nie dłuższy niż 3 miesiące nie potrzebują ubiegać się o wizę. Przy pobytach dłuższych, przedłużaniu pobytu oraz gdy udajemy się do Nowej Zelandii w celach zarobkowych zobowiązani jesteśmy do aplikowania o wizę. Wszelkich informacji na temat procesu wizowego najlepiej szukać na stronie polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz nowozelandzkiego Urzędu Imigracyjnego. Przytłoczeni natłokiem informacji potrzebnych do zaplanowania wyjazdu? Zostaw to nam! Pomagamy w przygotowaniach i układamy plany podróży po Nowej Zelandii (i nie tylko). Zainteresowani? Więcej informacji tutaj. Co warto wiedzieć przed wyjazdem do Nowej Zelandii? Praca w Nowej Zelandii Nowa Zelandia staje się coraz bardziej popularnym kierunkiem wyjazdów zarobkowych Polaków. Stawka minimalna (w pierwszej połowie 2019 roku) to za godzinę pracy, w zawodach specjalistycznych to min. 25$. Ludzie są bardzo przyjacielscy, pomocni, a pracodawcy nastawieni na zbilansowanie życia zawodowego i prywatnego. Jest to dobry sposób, aby trochę dorobić i mieć więcej czasu na zwiedzanie kraju (roczna wiza working holiday) lub zostać na dłużej/na stałe (wizy profesjonalne). Sprawdźcie, jak znaleźć pracę oraz ogarnąć się po przylocie do Nowej Zelandii! Jak zorganizować road trip po Nowej Zelandii? Podpowiadamy, jak przygotować road trip po Nowej Zelandii. Dlaczego lepiej zwiedzać samochodem niż autobusami, czy auto kupić, czy może wypożyczyć, jak to zrobić i gdzie szukać kempingów. Gdybyśmy przeczytali taki wpis przed naszym wylotem do Nowej Zelandii, nasze życie zapewne byłoby trochę łatwiejsze 😉 NIech wasze takie będzie! 🙂 Jak przygotować się na trekking w Nowej Zelandii? Podpowiadamy, co trzeba wiedzieć przed wybraniem się w nowozelandzkie góry, jaki sprzęt warto ze sobą zabrać, co jeść, gdzie nocować itp. Wszystko, co potrzebujecie wiedzieć o trekkingu w Nowej Zelandii zebrane w jednym wpisie. Bierzcie i idźcie w góry! 🙂 Filmy z Nowej Zelandii, które warto zobaczyć Podróżować po danym kraju można zwiedzając zabytki, przemierzając szlaki na łonie natury, degustując lokalną kuchnię lub… oglądając filmy 😉 Znacie jakieś filmy z Nowej Zelandii? Mówią wam coś takie nazwiska jak Jemaine Clement czy Taika Waititi? Słyszeliście o Once Were Warriors tudzież Hunt for Wilderpeople? Wiecie, jak są pokazywane na ekranie problemy maoryskiej części społeczeństwa Nowej Zelandii? Jeśli na przynajmniej jedno z tych pytań odpowiedzieliście „nie”, ten wpis jest dla was! 33 oznaki, że jesteś Kiwi! Nowa Zelandia to kraj bardzo daleki od Polski i to nie tylko w sensie geograficznym. Jaki jest typowy mieszkaniec Nowej Zelandii? Jakie śmieszne lub wkurzające rzeczy robi w życiu oraz… kim jest ten Kiwi? Zapraszamy na nasze humorystyczne podsumowanie fajnych i niefajnych rzeczy, jakie zaobserwowaliśmy mieszkając w Nowej Zelandii 😉 Kultura pracy w Nowej Zelandii Rozdział „Co warto wiedzieć przed wyjazdem do Nowej Zelandii?” zaczęliśmy od pracy i na pracy skończymy. Tym razem trochę przemyśleń i spostrzeżeń na temat kultury pracy w Nowej Zelandii i relacji, jakie panują między pracodawcą a pracownikiem. Będzie słodko i gorzko. Jak bardzo, wg was, Nowa Zelandia różni się od Polski. Jeśli nie wiecie to tym bardziej polecamy lekturę tekstu. Co warto zobaczyć w Nowej Zelandii? (nasze) Najpiękniejsze miejsca w Nowej Zelandii To jest dobry tekst do rozpoczęcia poszukiwań inspiracji, co takiego w Nowej Zelandii zobaczyć. Od północnych krańców Wyspy Północnej po południowe zakątki Wyspy Południowej. Znajdziecie tutaj wszystko to, za co pokochaliśmy Nową Zelandię! Najbardziej zjawiskowe drogi Nowej Zelandii Nowa Zelandia to kraj idealny na tzw. road trip. Niesamowite krajobrazy, stosunkowo mały ruch na drogach, sporo miejsc na camping. Wspominałem już o krajobrazach? Jaraliście się od zawsze filmami drogi i marzyliście, iż pewnego dnia sami usiądziecie za kółkiem i ruszycie w kierunku zachodzącego słońca? Sprawdźcie, jak zorganizować road trip waszego życia! Milford Sound – najpiękniejszy fiord w Nowej Zelandii Milford Sound to prawdopodobnie jeden z najpiękniejszych fiordów na świecie, oczywiście poza tymi w Norwegii 😉 Miesce, którym nie sposób się nie zachwycać. Kiedy najlepiej się wybrać do Milford Sound? Co robić w regionie Milford Sound? Zobaczcie zdjęcia z tego niesamowitego miejsca, sprawdźcie informacje praktyczne i polecane miejsca. Queenstown – góry, adrenalina i tłumy turystów Jest takie miejsce w Nowej Zelandii gdzie prędzej czy później trafiają wszyscy turyści, a z którego do internetu trafiają tysiące zdjęć „najpiękniejsze” w Nowej Zelandii. To Queenstown, adrenalinowa stolica Nowej Zelandii, miejsce, gdzie narodziło się skakanie na bungee. Sprawdźcie, jakie płatne i darmowe atrakcje tu na was czekają. Southern Scenic Route: road trip po południu Nowej Zelandii Lubicie road tripy? Poczucie wolności, setki zapierających dech w piersiach miejsc, po prostu uczucie bycia w drodze? Nowa Zelandia to kraj wręcz do road tripów stworzony! Sprawdźcie, jak zorganizować tygodniową podróż szlakiem Southern Scenic Route po południu Wyspy Południowej! W tekście informacje praktyczne, rozpisany każdy dzień podróży, noclegi oraz piękne zdjęcia z trasy! Christchurch – re:start miasta Centrum Christchurch nie jest typowe. Z resztą, całe miasto nie jest typowe, ale ciekawe: z jednej strony trzęsienia ziemi sprzed kilku lat go nie oszczędziły i jeszcze się z tego nie podniosło. Z drugiej jednak to miasto tętniące sztuką i kulturą, które bardzo je ożywiają. Zobaczcie, jak to wszystko przeplata się ze sobą! Northland – atrakcje północy Nowej Zelandii Jeden z gorętszych regionów Nowej Zelandii, do którego droga wiedzie przez Auckland. Czy warto po przylocie nadrobić drogi i udać się na najbardziej północną część Nowej Zelandii? Co robić w regionie Nortland i na ile zaplanować podróż? Gdzie spać i jak nie przepłacić na noclegach i benzynie? Odpowiedzi w tekście. Jeden dzień w Hobbitonie Hobbiton – fantastyczna kraina z kart książek Tolkiena, ożywiona w Nowej Zelandii przez Petera Jacksona. Jeśli planujecie wypad do Nowej Zelandii (zwłaszcza, jeśli jesteście fanami Mistrza) sprawdźcie, jak dostać się do Hobbitonu, jak wygląda zwiedzanie oraz ile to będzie kosztowało! W bonusie metoda na opornych kompanów podróży, którzy nie podzielają waszego entuzjazmu. Nowa Zelandia śladami Władcy Pierścieni Tekst, który pobił wszelkie nasze rekordy, gdyż prace nad jego przygotowaniem trwały rok! Rok wyszukiwania i jeżdżenia w różne miejsca, które „zagrały” we Władcy Pierścieni, robienia zdjęć, szukania kadrów filmowych, ale się udało i to z całkiem niezłym efektem! Oddajemy w wasze ręce przewodnik po Nowej Zelandii śladami Władcy Pierścieni i Hobbita! Sprawdźcie (w tekście mapa!) jak dotrzeć do tych wszystkich miejsc, polecamy również galerię zdjęć miejsca z filmu vs rzeczywistość 🙂 Udanej podróży! West Coast czy Wet Coast? Co warto zobaczyć na Zachodnim Wybrzeżu Wyspy Południowej Nowej Zelandii? Czy warto nadrabiać drogi i wydłużaj trasę road tripu po Nowej Zelandii, aby jechać na West Coast? Jak tam najlepiej dojechać? I co robić w deszczu, aby dzieci się nie nudziły? Zwłaszcza, gdy ponad połowę roku leje deszcz? Sprawdźcie polecane przez nas miejsca, galerię zdjęć oraz informacje praktyczne! 7 powodów, aby odwiedzić Wellington Stolica Nowej Zelandii ma trochę pecha, będąc jakby na uboczu, podczas gdy prym wśród miast wiedzie Aucklad. Czy zasłużenie? Przekonajcie się, czy warto zatrzymać się w Wellington podczas podróży po Nowej Zelandii i zwłaszcza, podczas przeprawy promowej pomiędzy wyspami, czy lepiej od razu jechać dalej. Co warto zrobić z ekstra czasem, jeśli na prom czekamy? Mount Taranaki, nowozelandzki wulkan, który udaje, że jest w Japonii Mało jest takich kozaków w Nowej Zelandii jak Mount Taranaki. Wulkan grał już w filmach (np. jego partnerem był Tom Cruise w filmie „Ostatni Samuraj”), jest prawie idealnie okrągły, nieźle się prezentuje i jest w stanie oszukać miliony Japończyków, że jest wulkanem Fidżi 😉 A do tego tuż „za rogiem” ma Kiwi Park Jurajski! Tak to właśnie sprawa wygląda z tym wulkanem Taranaki! Nowa Zelandia poza turystycznym szlakiem Korzystając z okazji, że w Nowej Zelandii poświęcamy wiele miesięcy naszej podróży, postanowiliśmy wam pokazać miejsca spoza głównych szlaków wyznaczanych przez najpopularniejsze przewodniki i przecieranych rokrocznie tysiącami camperów. Nowa Zelandia poza szlakiem: Quail Island – wyspa złodziei ptasich jaj Wyspa Quail z pewnością nie należy do najbardziej znanych atrakcji Nowej Zelandii. Nie miała też szczęścia w przeszłości, a to złodzieje, a to tajemnicze śmierci, chorzy na trąd czy kwarantanna dla podróżnych. Czy warto tu przypłynąć będąc w Christchurch? I jak to w ogóle zaplanować? Odpowiedzi znajdziecie w tekście. Nowa Zelandia poza szlakiem: Lake Benmore Miejsce absolutny hit. Okolice Lake Benmore to jedno z piękniejszych miejsc na Wyspie Południowej, wciąż jeszcze bardzo mało znane. Sprawdźcie jak tam dojechać i co robić. Przygotowaliśmy plan wycieczki na cały dzień łącznie ze wskazówkami, gdzie jeść, aby było pięknie i malowniczo 😉 Tekst z wybitnie dużą ilością zdjęć. Nowa Zelandia poza szlakiem: Camp Stream Hut Fajny szlak będący maleńką częścią Te Araroa, który przechodzi przez całą Nową Zelandię. Jego punktem kulminacyjnym jest nocleg w chatce w górach, pośrodku niczego. Cudowna opcja na weekend z dala od turystów w Lake Tekapo. A w tekście wyjaśnienie, dlaczego niewiele spaliśmy w tej cudnej chatce. Nowa Zelandia poza szlakiem: okolice Christchurch – co warto zobaczyć poza miastem? Christchurch to główne miasto Wyspy Południowej, dla większości jedynie miejsce, z którego zaczynają i/lub kończą swoją podróż po tej części Nowej Zelandii. A to błąd, tak samo miasto, jak i jego okolice mają wiele do zaoferowania. W tekście o okolicach Christchurch podpowiadamy wam gdzie pojechać i co zrobić, aby atrakcyjnie wypełnić Invercargill – prawdziwa histora pogonii za marzeniami Film The World’s Fastest Indian to chyba jeden z najbardziej motywacyjnych filmów, jakie powstał. Dobra rola Anthonego Hopkinsa, krajobrazy Nowej Zelandii (i trochę USA) oraz walka z przeciwnościami losu o spełnianie marzeń. My dotarliśmy na południowy skraj Nowej Zelandii, aby w rodzinnym mieście Burta Munro, bohatera Pogonii za marzeniami poszukać jego śladów. Jesteście ciekawi co z tego wyszło? Co myślicie o Nowej Zelandii? Jest w waszych planach podróżniczych? Koniecznie dajcie znać w komentarzach! [ezcol_1third][/ezcol_1third] [ezcol_1third][/ezcol_1third] [ezcol_1third_end][/ezcol_1third_end] Jeśli zarezerwujecie lot, noclegi lub campera za pomocą powyższych linków, my dostaniemy parę groszy. Waszej rezerwacji nie zrobi to różnicy, a my wprawdzie kokosów nie zarobimy, ale zawsze na jakiś obiad czy wino się uzbiera 🙂 Dziękujemy! W Krainie Władcy Pierścieni; Nowa Zelandia będzie potrzebować specjalistów IT. Nowa Zelandia przyciąga imigrantów inwestycyjnych stylem życia. Co z gazem w Nowej Zelandii; ANZAC Day 2010 - Warszawa; Praca Nowa Zelandia - Wzrost zatrudnienia w telekomunikacji; Praca Nowa Zelandia - Podwyżki dla finansistów i księgowych Dobrze jest być fanem Władcy Pierścieni! Gdyby nie zamiłowanie do tych filmów, pewnie nie trafiłabym do wielu pięknych, acz mniej popularnych, miejscówek w Nowej... 27 maja, 2021 Avalanche Peak pozostanie w moich wspomnieniach na długo. Bynajmniej nie z powodu pięknych widoków, jakie roztaczały się ze szczytu… Namiastka udaru słonecznego, mdłości i... 17 kwietnia, 2021 Pierwszym naszym celem na południowej wyspie było miasto Nelson. Czekały tam na nas takie atrakcje, jak punkt wskazujący środek Nowej Zelandii, czy miejsce, gdzie... 6 marca, 2021 Dobrze jest być fanem Władcy Pierścieni. Dzięki temu, trafia się w miejsca, do których pewnie by się nie pojechało, gdyby nie chęć zobaczenia filmowych... 22 lutego, 2021 Przyznam szczerze, że przez wiele, wiele lat wiedziałam tylko jedno o Nowej Zelandii – KRĘCONO TAM WŁADCĘ PIERŚCIENI. Tak, jestem fanem, obejrzałam trylogię bardzo... 17 lutego, 2021 Hobbiton i Nowa Zelandia, to prawie synonimy. Prędzej czy później, planując wizytę w kraju długiej chmury, przyjdzie Ci podjąć decyzję o wizycie w... 13 lutego, 2021 Szlak Tongariro Alpine Crossing, to najstarszy i najbardziej popularny jednodniowy trek w Nowej Zelandii. Totalny must see. Zdecydowanie nieprzereklamowany. Okazuje się, że nie trzeba... 16 kwietnia, 2020 Władca Pierścieni: Wojna na Północy – fabularna gra akcji wydana na PC, Play Station 3 oraz Xbox 360, której światowa premiera odbyła się 1 listopada 2011 roku, a 4 listopada 2011 roku w Polsce. Akcja gry toczy się w świecie Władcy Pierścieni w północnej części Śródziemia. Gra jest produkcją należącą do gatunku action/RPG, przeznaczoną docelowo do rozgrywki w trybie „Jeden, by wszystkimi rządzić, Jeden, by wszystkie odnaleźć, Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać*”. W krainie… no właśnie, jest taki jeden, malutki kraj, który posłużył do nakręcenia Władcy Pierścieni. Jeśli jesteście fanami twórczości Tolkiena oraz jej kinowych adaptacji to koniecznie sprawdźcie, gdzie w Nowej Zelandii odnaleźć miejsca, które z książek na ekran przeniósł Peter Jackson. Zapraszamy was do wirtualnej (i rzeczywistej) podróży tematycznej: Nowa Zelandia śladami Władcy Pierścieni. Nowa Zelandia śladami Władcy Pierścieni: aby ułatwić wam odnalezienie filmowych miejsc przygotowaliśmy poniższą mapkę. Miejsca z mapy znajdziecie poniżej, podzielone wg lokalizacji na Wyspę Południową i Północną. Nazwy z filmów umieściliśmy pierwsze, w nawiasie znajdziecie owe miejsca w lokalnym języku 😉 UWAGA SPOJELRY!!! W Poniższych opisach znaleźć możecie spojlery wydarzeń i scen z filmu, więc jeśli nie oglądaliście Władcy Pierścieni, to… pewnie i tego wpisu nie czytacie 😉 Do lektury tekstu polecamy włączyć sobie w tle rewelacyjną ścieżkę dźwiękowa z filmu. Jedyna (trudna) decyzja to ta, czy puścić oryginał z genialną Enyą, czy np. wersję na orkiestrę symfoniczną: Nowa Zelandia śladami Władcy Pierścieni: WYSPA POŁUDNIOWA Pillars of Kings (Queenstown): Argonath, czyli gigantyczne pomniki króli Isildur i Anarion, stojące po dwóch stronach rzeki Anduiny. Posągi oczywiście zostały wygenerowane komputerowo, ale widok na rzekę będziemy mieli ten sam. A posągi… można sobie wydrukować i przyłożyć 😉 Albo dokleić w komputerze po podróży. Pillars of Kings Argonath. Kadr z filmu Władca Pierścieni Pillars of Kings w rzeczywistości, posągów nie ma, jest za to droga 😉 Bród na rzece Bruinen (Skippers Canyon): miejsce, gdzie w filmie Arwena uratowała Froda i Sama w drodze do Rivendell. Pokonała Nazguli wzbudzając fale na rzecze, które ich zmyły. Nazguli, nie Hobbitów 😉 Bród na rzece Bruinen – Arwena pozbywa się Nazguli. Kadr z filmu Władca Pierścieni Bród na rzece Bruinen. Widok na Rohan (Deer Park Heights): dobrze widoczny z Queenstown i drogi na Frankton, choć wjazd autem jest obecnie zamknięty. Miejsce niejednokrotnie grało Rohan, np. podczas podróży z Edoras do Helmowego Jaru, gdzie w tle widoczne były góry Remarkables, wznoszące się nad Queenstown. Widok na Rohan. Kadr z filmu Władca Pierścieni Pojawiające się w tle różnych scen we Władcy Pierścieni. Jedno z piękniejszych pasm górskich w Nowej Zelandii. Ithilien Camp (okolice Queenstown): miejsce, gdzie Frodo, Sam i Gollum obserwowali bitwę pomiędzy siłami Gondoru pod dowództwem Faramira, a siłami zła z Haradu (scena z Olifantami). Chcą poczuć klimat miejsca wystarczy… zostać na noc na campingu (najtańszym w okolicy) Twelve Mile Delta, który mieści się przy miejscu, gdzie filmowano tę scenę. Ithilien Camp – miejsce, gdzie Frodo, Sam i Gollum obserwowali bitwę pomiędzy siłami Gondoru pod dowództwem Faramira, a siłami zła z Haradu (scena z Olifantami) Kadr z filmu Władca Pierścieni Doklejcie Hobbitów, Golluma i voila 😉 Pola Gladden (Arrowtown): miejsce, gdzie Isildur (fajtłapa) zgubił Jedyny Pierścień. Pola Gladden. Kadr z filmu Władca Pierścieni Pola Gladden Isengard (Glenorchy/Paradise): Tuż za miasteczkiem Glenorchy i jeszcze mniejszą osadą Paradise otwiera się widok na krainę, która w filmie grała Isengard. Zamek Sarumana, jak w przypadku posągów króli, oczywiście trzeba sobie w głowie dokleić 😉 Isengard – siedziba Rady Czarodziejów i Sarumana. Kadr z filmu Władca Pierścieni Ten plener (z drobnymi przeróbkami, jak makieta zamku :p) posłużył do ożywienia tolkienowskiego Isengardu. Las Fangorn (okolice Te Anau): Miejsce, w którym Aragorn, Legolas i Gimli spotkali Gandalfa Białego po jego wskrzeszeniu przez Galadrielę. Las Fangorn – miejsce, w którym Aragorn, Legolas i Gimli spotkali Gandalfa Białego po jego wskrzeszeniu przez Galadrielę Kadr z filmu Władca Pierścieni Prawie jakby i nam się Gandalf Biały objawił 😉 Dead Marshes (okolice Te Anau): bagna, przez które Gollum prowadził Froda i Sama do Mordoru. Niedalek również kręcono pierwsze kadry Anduiny z początku filmu. Dead Marshes – Gollum prowadzi Hobbitów do Mordoru. Kadr z filmu Władca Pierścieni Dead Marshes Isengard oraz Lothlórien (Milford Sound oraz jezioro Wanaka): w obu niesamowicie pięknych miejscach (gdzie warto pojechać nawet, jeśli fanami Tolkiena nie jesteśmy) kręcono wiele scen z Isengardu i Lothlórien. Lothlorien. Kadr z filmu Władca Pierścieni Las jakby mniej majestatyczny :p Pellenor fields, Plains of Rohan (Twizel): na okolicznych, płaskich polach sfilmowano wielką scenę oblężenia Minas Tirith i bitwę na polach Pelennoru oraz równiny Rohanu. Miejsce to było największym planem zdjęciowym podczas kręcenia wszystkich części Władcy Pierścieni w Nowej Zelandii, gdzie w jednym momencie grało nawet 1500 aktorów. Pellenor fields. Rycerze Rohanu przybywają z pomocą oblężonemu Minas Thirit. Kadr z filmu Władca Pierścieni Płaskie tereny w okolicach Twizel wykorzystano jako scenerię bitwy na Polach Pellenoru i oblężenia Minas Thirit oraz jako równiny Rohanu. Nowa Zelandia śladami Władcy Pierścieni: WYSPA PÓŁNOCNA Posąg Krasnoluda (lotnisko w Auckland): pierwszy nasz kontakt ze światem Władcy Pierścieni w Nowej Zelandii będzie miał miejsce… już na lotnisku w Auckland (no chyba że lądujecie w Christchurch). Powita nas tu sporych rozmiarów posąg krasnoluda, do złudzenia przypominający ten z kopalni Mori. Jak możemy przeczytać ten „pomnik to relikt z czasów Śródziemia”, a selfie z krasnoludem będzie dobrym startem do podróży po Nowej Zelandii śladami Władcy Pierścieni tudzież Hobbita. Lotnisko w Auckland, radosny moment przylotu do Nowej Zelandii i taka niespodzianka na start, posąg krasnoluda „z historycznego okresu Śródziemia” 🙂 Lotnisko w Auckland, smutny moment wylotu, żegna nas nasz „stary” kumple :/ Mordor (Tongariro National Park): a w szczególności Mt Ngauruhoe, czyli filmowa Góra Przeznaczenia. Miejsce, do którego Frodo i Sam, prowadzeni przez Golluma, udali się z misją zniszczenia Jedynego Pierścienia, wokół czego kręci się akcja Władcy Pierścieni. Dziś Cały Park Narodowy Togariro (filmowy Mordor), na którego terenie leży Mt Ngauruhoe (Góra Przeznaczenia), to jedno z popularniejszych miejsc na trekking. Odwiedzający mają do wyboru jedno-, trzy- lub czterodniową opcję trekkingu przez tę wulkaniczną krainę. Planując włączenie go do swojej podróży pamiętajcie, iż poza latem (a czasami również latem) warunki pogodowe mogą uniemożliwić wam wyjście na szlak. Więcej informacji o tym trekkingu szukajcie w na stronie DOCu. Okolice Parku Narodowego Tongariro bardzo często zresztą służą jako plener filmowy. Kręcono tam fragment jednego z epizodów serial komediowego Flight of the Conchords (Link). Uwaga, trudno nie zakochać się w tej górze, patrząc na poniższą panoramiczną fotę ukazującą Tongariro w całej swej okazałości 😛 Mordor – Góra Przeznaczenia. Kadr z filmu Władca Pierścieni I tyle Mordoru i Samotnej Góry na żywo my widzieliśmy. Mam nadzieję, że będziecie mieć więcej szczęścia niż my. Hobbiton (okolice miasteczka Matamata): największa, najbardziej rozreklamowana i najchętniej odwiedzana przez turystów pozostałość po Władcy Pierścieni w Nowej Zelandii. Nie jest to tania wycieczka, ale ostatecznie i my się na nią skusiliśmy. Dla mnie było to spełnienie marzenia sprzed wielu lat, Karolinę skusiłem… „hobbickim” piwem, serowowanym w karczmie w Shire na koniec oprowadzania . Jak było? Czy warto? Sprawdźcie we wpisie o naszej wycieczce na jeden dzień w Hobbitonie. Hobbiton – przyjazd Gandalfa do Shire. Kadr z filmu Władca Pierścieni Hobbiton dziś 🙂 Więcej zdjęć znajdziecie w naszej relacji z dnia w Hobbitonie 😉 Rzeka Anduina (Upper Hut): jedna z setek lokalizacji, która posłużyła do stworzenia rzeki Anduiny w różnych momentach we Władcy Pierścieni. Rzeka Anduina. Kadr z filmu Władca Pierścieni Kolejny fragment Anduiny, tym razem na Wyspie Północnej. Rzeka Rohan (Upper Hut): miejsce, gdzie Aragorn został wyrzucony na brzeg i znaleziony (obudzony) przez konia… śniąc o Arwenie 😉 Rzeka Rohan – miejsce, gdzie Aragorn został wyrzucony na brzeg i znaleziony (obudzony) przez konia… śniąc o Arwenie 😉 Kadr z filmu Władca Pierścieni Tak w rzeczywistości wygląda miejsce, gdzie Aragorn został wyrzucony na brzeg i znaleziony (obudzony) przez konia… śniąc o Arwenie 😉 Rivendell (las pomiędzy Upper Hut a Featherston): jedna z lepiej zachowanych i bardziej atrakcyjnych lokalizacji w Nowej Zelandii, gdzie kręcono sceny z Władcy Pierścieni. Dojazd do parkingu pod lasem jest relatywnie dobrze oznaczony (koniec to droga żwirowa), w pobliżu znajdziemy też parę tras spacerowych i camping. Na trasie oznaczonej jako droga do Rivendell znajdziemy parę tablich ze zdjęciami z planu, informacjami (jest np. słup, gdzie można porównać swój wzrost do wzrostu Froda, Gandalfa, Aragorna, Legolasa oraz Saurona). Trasę wieńczy brama wjazdowa do Rivendell! Oczywiście z plastiku, ale wygląda jak kamienna 🙂 Brama do Rivendell. Kadr z filmu Władca Pierścieni Brama do Rivendell nadal jest! Droga z Hobbitonu i scena chowania się przed Nazgulami (Wellington – Victoria Park): park w Wellingotn, gdzie miał miejsce pierwszy dzień zdjęciowy oraz scena, w której Hobbity chowały się przed Nazgulami pod konarami drzew. Droga z Hobbitonu i scena chowania się przed ścigającymi Hobbitów Nazgulami. Kadr z filmu Władca Pierścieni Miejsce, gdzie chowali się Hobbici (korzeni już nie ma) bardzo łatwo dziś przeoczyć. Weta Cave (Wellington, Miramar): studio filmowe, gdzie kręcono efekty specjalne, szykowano kostiumy i rekwizyty. Obecnie za grube pieniądze (lembasów nie akceptują) można pójść na krótką wycieczkę, podczas której zobaczymy makiety służące do wygenerowania efektów oraz część rekwizytów i kostiumów. Scena walki z Ogrami. Kadr z filmu Władca Pierścieni Ogr przed studiem Weta Cave. Bonus!!! Nowa Zelandia śladami Hobbita Hobbit z pewnością nie powtórzył wielkiego sukcesu Władcy Pierścieni. Jednakże i w tym filmie znajdziemy olśniewające krajobrazy z Nowej Zelandii, bo dla nikogo nie było zaskoczeniem, że to właśnie tu wrócił Peter Jackson, aby kontynuować swoje dzieło. Jako bonus do trasy śladami Władcy Pierścieni po Nowej Zelandii podrzucam wam parę miejsc z Hobbita, o które również warto zahaczyć, zwłaszcza że oprócz kontekstu filmowego są zazwyczaj również miejscami, gdzie jako turyści i tak byście się wybrali 🙂 Szukacie ciekawych miejsc w Nowej Zelandii? Zajrzyjcie na stronę o Nowej Zelandii na naszym blogu! Rzeka/most Pelorus: spływ/ucieczka Hobbitów w beczkach z więzienia Elfiego króla, dobre miejsce do zatrzymania się na lunch oraz krótkiego spaceru wzdłuż rzeki. Most Pelorus – spływ/ucieczka Hobbitów w beczkach z więzienia Elfiego króla Kadr z filmu Hobbit Tak w rzeczywistości wygląda miejsce, gdzie Hobbity w beczkach uciekały z niewoli u Króla Elfów. Fiordland, okolice Milford Sound, Góry Mgliste (Mount Cook National Park): ucieczka hobbitów i krasnoludów na skrzydłach orłów przy połączonych krajobrazach obu regionów. Dodatkowo Park Narodowy Góry Cooka, jedna z najpiękniejszych części długiego pasma Alp Południowych (ciągnących się przez całą niemal długość Wyspy Południowej) posłużył jako sceneria do nakręcenia filmowych Gór Mglistych. Miejsce, którego nie może zabraknąć w waszych planach nawet jeśli Hobbita nigdy w życiu nie widzieliście i nie zamierzacie oglądać. Ucieczka hobbitów i krasnoludów na skrzydłach orłów. Kadr z filmu Hobbit Ponoć przy zachodzie słońca czasami naprawdę widać orły niosące na swych skrzydłach Hobbitów i Krasnoludów 😉 Esgaroth, miasto na Jeziorze w okolicach Samotnej Góry (jezioro Pukaki): jeden z największych planów zdjęciowych (w jednym momencie mieścił 700 aktorów oraz członków ekipy filmowej) wybudowanych na potrzeby kręcenia Hobbita. Miasto na jeziorze wzniesiono przy Tasman Downs Station na brzegu Jeziora Pukaki. Na pobliskiej Braemar Station kręcono również sceny do pierwszej części Hobbita. Esgaroth – Miasto na Wodzie podczas ataku Smauga. Kadr z filmu Władca Pierścieni Jezioro jak było tak jest, tylko Miasta na Wodzie nie ma 😉 Samotna Góra (Ruapehu): kolejny z wulkanów z Parku Narodowego Tongariro również załapał się na angaż filmowy. Podczas gdy wiele lat wcześniej wulkan Ngauruhoe zagrał Górę Przeznaczenia we Władcy Pierścieni, wulkan Ruapehu dostał rolę w Hobbicie (jego zbocza „grały” wejście do Samotnej góry). I to całkiem „dużą” rolę 😉 Wrota Samotnej Góry. Kadr z filmu Hobbit I tyle Mordoru i Samotnej Góry na żywo my widzieliśmy. Mam nadzieję, że będziecie mieć więcej szczęścia niż my. Podróż przez Nową Zelandię śladami Władcy Pierścieni może zająć nam oczywiście dłużej. W internecie znajdziecie więcej miejsc, ale większość z nich leży niestety na trudno dostępnych szlakach górskich lub terenach prywatnych. Miejsca zaprezentowane powyżej stanowią więc przewodnik po najciekawszych i w miarę łatwo dostępnych lokalizacjach, a część z nich należy dodatkowo do największych atrakcji kraju, do których ze względu na ich urodę i walory przyrodnicze wielu z was zawitałoby tak czy siak. Zapewne nieraz mijalibyście interesujące was miejsca, nie wiedząc, że np. zamek Saurona lub Królestwo Rohanu leży tuż za rogiem. Bartek jest dokładnie wzrostu Aragorna! Karolina (o dziwo) jest dokładnie wzrostu Gandalfa! Nowa Zelandia śladami Władcy Pierścieni – podziękowania Za pomoc w napisaniu tego tekstu dziękuję Koralinie, która bardzo dzielnie psychicznie i fizycznie znosiła wszystkie „cho jeszcze tam, tam była taka scena, jak Frodo…” oraz „to tylko rzut kamieniem, zjedziemy z trasy, aby cyknąć fotę i za 2 dni będziemy na trasie z powrotem”. Za znoszenie ze stoickim „no spoko” wszystkich wycieczek na łąki i w lasy, gdzie nic nie ma. I za zdjęcia do tego tekstu. To też nie była łatwa przeprawa 🙂 Jeśli podobał wam się podróż pod tytułem Nowa Zelandia śladami Władcy Pierścieni, to podzielcie się nią ze znajomymi, zwłaszcza tymi, którzy taką podróż planują lub są wielkimi fanami twórczości Tolkiena 🙂 [ezcol_1third][/ezcol_1third] [ezcol_1third][/ezcol_1third] [ezcol_1third_end][/ezcol_1third_end] Jeśli zarezerwujecie lot, noclegi lub campera za pomocą powyższych linków, my dostaniemy parę groszy. Waszej rezerwacji nie zrobi to różnicy, a my wprawdzie kokosów nie zarobimy, ale zawsze na jakiś obiad czy wino się uzbiera 🙂 Dziękujemy!
Bo Nowa Zelandia widzi sens i w takiej metodzie: jak nie kijem, czyli zakazem sprzedaży papierosów – to marchewką, czyli zachęcaniem palaczy do zmiany ich przyzwyczajeń na te mniej obciążające ich zdrowie – i budżet państwa. W tym kraju legalne są dwie takie bezdymne alternatywy do papierosów: e-papierosy i podgrzewacze tytoniu.
Wyobraźcie sobie, że Nowa Zelandia to nie jest tylko kraj przepięknej przyrody, boskich krajobrazów i niezwykłych zjawisk. Jeśli pamiętacie scenerię dziecięcej serii Teletubisie to uwierzcie, że tak wygląda nowozelandzka wieś. Zrozumiałe staje się to dlaczego to jeden z najbardziej filmowych krajów świata. Ale nie zawsze na tych odległych wyspach powstają bajkowe sceny choć zawsze bajecznie wyglądają. Miejsca te ukochał, a jakże, nowozelandczyk, jeden z najbardziej znanych na świecie reżyserów – Sir Peter Jackson. Pewnie również dlatego, że w Nowej Zelandii znajduje się Weta Workshop – jedna z najsłynniejszych na świecie pracowni projektowych i jednocześnie zakład produkcji wszelkich rekwizytów do największych hitów filmów. I to właśnie tutaj powstały wszystkie postaci, zbroje, stroje, broń użyta we wszystkich częściach Władcy Pierścieni i Hobbitach. A Weta Workshop to firma, która od początku istnienia współpracuje z Peterem Jacksonem. Weta Workshop – niezwykła historiaWeta Workshop – gdzie to jest ?Weta Workshop – zwiedzanieWeta Workshop – zobacz jak oni to robiąWeta Workshop – sklep i minimuzeum Weta Workshop – niezwykła historia W 1987 roku na zapleczu swojego mieszkania w Wellington Tania i Richard Taylor – pomysłodawca założenia firmy produkującej rekwizyty nie tylko dla potrzeb filmu, zaczęli pracę na modelami i rekwizytami dla niektórych gałęzi przemysłu. Najpierw pracują dla firm i teatrów. Ale już dwa lata później nawiązują współpracę z Peterem Jacksonem i tworzą rekwizyty do jego pierwszego filmu. Pierwsze nagrody zaczęły się w 1991 roku a dalej twórczość Weta Workshop to nieustające pasmo sukcesów w dziedzinie efektów specjalnych. Bilans nagród: 38 nagród łącznie w tym 5 Oskarów 8 BAFTA Tworzyli efekty do 93 filmów w tym najbardziej znane to: Trylogia Władcy Pierścieni wszystkie części Hobbita Robin Hood Avatar Ostatni Samuraj King Kong Legenda Zorro Narnija Indiana Jones Herkules Mad Max Weta Workshop – gdzie to jest ? To niezwykłe miejsce to z jednej strony pracownia projektowa, studio produkcyjne, zespół hal i plenerów, w których kręci się filmy. Z drugiej jednak to typowo turystyczna atrakcja. Dlatego planując podróż do Nowej Zelandii koniecznie spróbujcie odszukać dzielnicę Miramar w Wellington umiejscowioną dosłownie kilka minut jazdy samochodem od lotniska i zaplanuj odwiedziny tego niezwykłego miejsca. To filmowe serce Nowej Zelandii. Tutaj znajdziesz największe wytwórnie w tej części globu. To również tutaj powstał Władca Pierścieni. Na zewnątrz przywitają Cię trolle z Władcy Pierścieni. W budynku znajdują się: centrum obsługi wycieczek i sklep. Do wyboru macie kilka rodzajów wycieczek więc sami możecie wybrać czym jesteście zainteresowani. Bilety można zarezerwować również online w Weta Workshop – Tours. Naszym zdaniem najlepszym rozwiązaniem jest 45 minutowa wycieczka, która kosztuje 45 dolarów nowozelandzkich. Wycieczki rozpoczynają się o pełnych godzinach. Weta Workshop – zwiedzanie Najpierw idziecie do pokoju przejściowego, gdzie należy zostawić bagaże. W środku nie wolno robić żadnych zdjęć dlatego nie zobaczycie ich również w tym poście oprócz… chwili na końcu wycieczki gdy spotkacie się z jednym z twórców z Weta wówczas wszyscy otrzymują zgodę na robienie zdjęć. W pierwszym pokoju dowiecie się jak wygląda proces tworzenia zbroi i mieczy do Władcy Pierścieni jak również jakich materiałów do tego się używa. Co ciekawe wykonanie jednego hełmu, który używał krasnolud Gimli trwa 5-6 tygodnia. Później pozostaje już masowe kopiowanie wzoru. W kolejnych pracowniach zobaczycie postaci i kreacje scenograficzne z wielu innych filmów. Przez szyby widać jak na profesjonalnych obrabiarkach precyzyjnie wycinane są elementy scenograficzne. Widoczna jest pracownia kowalska, gdzie tworzy się metalowe dodatki. A na końcu istne cudo czyli miejsce gdzie można dotknąć skóry Golluma i zobaczyć jak powstawał Dalej widoczne są też techniki, które służą do ożywiania twarzy innych postaci a także pełne i gotowe figury z serii Władca Pierścieni. W ostatnim pomieszczeniu gdzie można już robić zdjęcia Warren Beaton – jeden z amerykańskich specjalistów od efektów specjalnych, który ma 30 letnie doświadczenie w branży, opowiadał nam jak wygląda proces tworzenia. Okazało się, że wszystko zaczyna się od zwykłej folii aluminiowej, z której wykonuje się pierwsze projekty. Jeśli pomysł spodoba się, zaczyna się dalszy proces tworzenia aż do kreacji zaakceptowanej na potrzeby filmu. Weta Workshop – zobacz jak oni to robią Na stronie studia znajdziecie ciekawe filmiki prezentujące proces tworzenia scenografii i postaci do wielu znany filmów takich jak np. Blade Runner. Weta Workshop – sklep i minimuzeum Po wyjściu na zwiedzających lub tych, którzy oczekują na swoją kolejkę zwiedzania czeka sklep z pamiątkami. Ale to nie byle jakie pamiątki a co za tym idzie, nie byle jakie są ceny. Pierścień z Władcy Pierścieni potrafi kosztować prawie 2000 dolarów nowozelandzkich. Miecz prawie 700 dolarów ale widzieliśmy też przedmioty, które przebijały te ceny ale co to dla prawdziwych miłośników kina. Uwierzcie, że po takich przeżyciach długo będzie dochodzili do siebie i potrzebny będzie szybki kontakt z rześkim nowozelandzkim powietrzem by ochłonąć. Szalony Walizki - blog o podróżach na własną rękę Doroty i Jarka. O podróżowaniu po 50tce, o kuchni, winie, fotach i nurkowaniu. Szukasz inspiracji? Zapraszamy Zapowiedziane ładnych kilka lat temu The Lord of the Rings: Gollum przeszło długą drogę, ale wygląda na to, że nowa gra w świecie stworzonym przez J.R.R. Tolkiena, w której wcielimy się
fot. Podczas zwiedzania 🙂 Nowa Zelandia to kraj, który od dawna był na naszej liście państw, o których marzymy i do którego planowaliśmy dotrzeć w podróży dookoła świata. Kraj kiwi, maori, czy kraina władcy pierścieni pobudza zmysły, chęci poznania, eksplorowania, doświadczenia i ma do zaoferowania wiele. Nowa Zelandia położona jest na dwóch głównych wyspach: północnej i południowej. Mimo tego, że stanowią jeden kraj to północ bardzo różni się od południa. Na znaczące różnice wpływa klimat, a co za tym idzie inna temperatura, fauna, flora, krajobraz i nastroje mieszkańców. Zdecydowanie warto zobaczyć obie wyspy, bo każda z nich oferuję coś innego, nietypowego, czego nie widzieliśmy w innych krajach. Pokuszę się na stwierdzenie, że Nowa Zelandia to kraj, w którym natura postanowiła zamieścić swoją esencję. Pisząc esencja natury mam na myśli wysokie, surowe góry, zielone pagórki, krystalicznie czyste jeziora, w których odbija się błękit nieba, liczne potoki, strumienie i wodospady, zielone lasy deszczowe, wulkany i księżycowy krajobraz, gejzery i buchająca z nich para niczym z piekła rodem. Do tego błękit oceanu, szerokie plaże do wyboru do koloru, nietuzinkowa fauna i flora, z wielkimi, starymi jak świat paprotkami, kolorowe papugi i ukryte w czeluściach lasu nieloty – kiwi. Fiordy, doliny, łąki, pola, lodowce i wszystko to co zapiera dech w piersiach i przypomina nam o tym jak wielka i potężna jest Ziemia, a jak mali jesteśmy my. Nie sposób jest opisać miejsca, które kryje w sobie Nowa Zelandia. Oczywiście część z nich jest bardziej znanych i rozsławionych, przez turystykę i nic w tym dziwnego. Nie wiem czy znam osobę, która nie chciałaby zobaczyć Nowej Zelandii. Jednak oprócz tych folderowych miejsc, kraj kiwi skrywa dużo więcej fenomenalnych zakamarków, które nie doczekały się specjalnej nazwy, ani infrastruktury turystycznej ułatwiającej dostęp do nich i dzięki temu w tym kraju możesz poczuć jak smakuje natura. Same jeziora, które większość turystów zna i odwiedza, mają tak długa linię brzegową, że oprócz punktów widokowych stworzonych głównie dla turystów jest setka innych miejsc (nad tym samym jeziorem), gdzie nie spotka się żywej duszy. fot. Zwyczane widoki z NZ 🙂 Utarło się, że wyspa południowa Nowej Zelandii jest numerem jeden. Powodem jest mniejsza liczba zamieszkującej ludności, spektakularne, wysokie góry, fiordy i fakt, że wyspa jest ‘bardziej dzika’. Czy po odwiedzeniu obu wysp mogę się pod tym podpisać?- Tak. Dla mnie wyspa południowa jest zdecydowanym numerem jeden. Nasz pobyt w Nowej Zelandii wypadł w okresie tamtejszej jesieni więc temperatury nas nie rozpieszczały. Domyślam się, że w okresie lata można jeszcze bardziej cieszyć się pięknem wyspy, jednak kolorowa jesień też jest piękna, a pierwsza wizyta w kraju kiwi nie musi być tą ostatnią. Nasza podróż po Nowej Zelandii trwała ponad 2 miesiące. W Christchurch kupiliśmy duży samochód, który służył nam za dom, rzecz jasna- środek transportu i schronienie przed deszczem i zimnem, którego było całkiem dużo. Jak i gdzie kupić samochód oraz informacje praktyczne o podróżowaniu po Nowej Zelandii znajdziecie tutaj. W tym poście chcielibyśmy podzielić się niesamowitymi widokami i krótkim opisem miejsc, które odwiedziliśmy podczas naszego pobytu w kraju kiwi. Co warto zobaczyć na wyspie południowej Nowej Zelandii? Nasza trasa śladami kiwi Christchurch Christchurch to największe miasto na wyspie południowej i jedno z głównych miast, gdzie odwiedzający zaczynają swoją przygodę ze względu na obecność lotniska, dobrą infrastrukturę turystyczną i dostępność do wielu produktów takich jak sprzęt turystyczny, czy dobrze wyposażone supermarkety, gdzie można zrobić zapasy żywności ( jeśli masz samochód). Lepiej wyposażyć się w suche jedzenie właśnie tam, niż kupować je w małych miejscowościach, gdzie ceny są wygórowane, a o promocjach nawet nie ma co marzyć. Nie ma się co oszukiwać, że nowozelandzkie miasta, nie są tym, co przyciąga tutaj turystów z całego świata. W konfrontacji z innymi miejscami w kraju kiwi, wypadają one nieco marnie. Christchurch w porze jesiennej jest potwierdzeniem tego, że najlepiej załatwić tam to, co załatwione być musi i ruszać w drogę. Takie wrażenie zostało nam po spędzeniu tam 2 dni na szukaniu samochodu i przygotowaniu się do dalszej podróży. Znając życie po dłuższym czasie miasto odkryłoby przed nami ciekawe zakątki i zakamarki. Jednak, żeby poczuć atmosferę niektórych miast trzeba dać im trochę czasu- a my postanowiliśmy, że nie tym razem. Są na świecie takie miasta jak Melbourne, Praga czy Rzym, gdzie po pierwszym dniu wiesz, że chcesz więcej i więcej. A są takie jak Christchurch, gdzie po paru godzinach wiesz, że możesz już jechać dalej. Miasto miastem, ale my mieliśmy to szczęście, że na końcu świata mieliśmy przyjemność spotkać naszych rodaków i spędzić z nimi 2 przyjemne wieczory z polską i nowozelandzką kuchnią, opowieściami zza oceanu i doborowym towarzystwie. Dziękujemy jeszcze raz za gościnę, czas i rozmowy do rana! Podsumowując Christchurch ukazało nam się jako zimne, smutne miasto, z którego chcieliśmy szybko wyjechać. Nie zwiedzaliśmy, nie dociekaliśmy, nie daliśmy mu szansy. Tak więc kupiliśmy samochód i daliśmy nogę. Jezioro Tekapo Turkusowe jezioro z kapliczką u boku. Głęboki kolor, góry na horyzoncie i urocza kapliczka z widokiem na to cudo tworzą niepowtarzalny klimat żeby się tam zatrzymać. Oczywiście jezioro Taupo nie kończy się na punkcie widokowym obok kaplicy. Linia brzegowa jest długa. Można zostawić samochód na jednym z kilku parkingów i udać się na długi spacer. fot. kapliczka nad jeziorem Tekapo fot. Jezioro Tekapo fot. Jezioro Tekapo Jezioro Pukaki + Glentanner Jezioro Pukaki to sławne jezioro, nad którym przy odpowiedniej widoczności rozpościera się widok na Mt Cook. Tak jak w przypadku pierwszego jeziora, linia brzegowa Pukaki jest długa, a miejsc z widokami, które zapierają dech w piersiach mnóstwo. Na jednym z brzegów znajduję się darmowy parking, gdzie można spędzić noc, a rano obudzić się w bajkowej scenerii. Wzdłuż zachodniego brzegu jeziora prowadzi droga, która wiedzie przez Glentanner do Mt Cook Village. Przy bezchmurnej pogodzie błękit nieba odbija się w tafli jeziora, dookoła góry, krystaliczne potoki i wodospady. Przy gorszej pogodzie widoki są nieco mniej zachwycające, ale nadal można podziwiać dzieło natury i czuć jej ogrom wokół. Obok jeziora znajdują się ławeczki, które zapraszają na chwile relaksu, a całkiem niedaleko kawiarenka, która jeszcze bardziej zaprasza do kupienia kawy. Nie daliśmy się długo prosić i przyjęliśmy zaproszenia. fot. Jezioro Pukaki fot. Kawa nad jeziorem Pukaki Mt Cook Village + Muller Lake + Hooker Lake Mt Cook Village to mała mieścinka, baza wypadowa na konkretne trekkingi dla zaawansowanych i mniej zaawansowanych. W sercu osady znajduję się oczywiście zaplecze noclegowe dla turystów i wspinaczy, parę budynków technicznych, przyjemna urządzona w starym stylu kawiarenka z tarasem widokowym, a oprócz tego dookoła góry, doliny, wodospady, potoki i owiana sławą góra Cooka. Bez dwóch zdań jest to miejsce dla miłośników gór, trekkingów, długich spacerów, wspinaczy i wszystkich tych, którzy kochają obcować z naturą. Oczywiście nawet poza sezonem turystów tam nie brakuje. Jednak nie jest to miejsce gdzie ustawiasz się w kolejce, żeby zrobić zdjęcie. Po drodze mija się innych turystów, ale sami lokalnymi nie jesteśmy więc nie ma się co dziwić, że prawie każdy kto do Nowej Zelandii przyjedzie to najprawdopodobniej to miejsce odwiedzi. Z wioski do Hooker Lake prowadzi Hooker Valley Track. Szlak jest łatwy- to tak jak dłuższy spacer w pięknej scenerii, lekko ponad 5 km w jedną stronę. Na końcu dochodzi się do jeziora Hooker, a za nim już tylko śnieg, lodowce i Mt Cook. Na samym początku na szlaku znajduję się jezioro Muller, które można podziwiać z wiszącego mostu. Miejsce zdecydowanie polecamy ! Sam dojazd tam to radość dla oczu. Oprócz tego klimatyczna wioska, rwące rzeki, mosty i góry to coś pięknego. Góry Cooka nie zdobyliśmy, i zdobyć nie próbowaliśmy, ale to zawsze dobry powód, żeby tam wrócić i zobaczyć jak wygląda to wszystko z innej perspektywy, nieco wyższej. fot. Jezioro Muller fot. Jezioro Muller fot. Jezioro Hooker fot. Hooker Valley Treck Wanaka Lake + Hawea Lake + Roy’s Peak Kolejne jezioro i kolejne warte uwagi, stworzone do podziwiania. Główną bazą turystyczną jest miejscowość Wanaka. Typowo kurortowe miasteczko, oferujące mnóstwo sposobów na aktywne spędzenie czasu w okolicy. Mimo tego, że turyści tam byli to panująca atmosfera pozwalała cieszyć się pięknem tego miejsca. W ciepły, jesienny dzień – niebieski kolor wody oraz kolorowe drzewa zachęcają do tego żeby zatrzymać się tam i czerpać dobrą energię z tego miejsca. To właśnie na jeziorze Wanaka rośnie samotne drzewo, które samotne jest tylko z nazwy. Co prawda rośnie samo, ale stało się ono jednym z ulubionych drzew przez odwiedzających. Codziennie mnóstwo ludzi uwiecznia je w swoich aparatach i trzeba przyznać, że wybrało sobie całkiem ładną lokalizację. Tak więc zdjęcie z samotnym drzewem mam i ja. fot. Jezioro Wanaka fot. Nad jeziorem Wanaka W sąsiedztwie Wanaka znajduję się drugie jezioro, nieco mniej turystyczne. Trzeba przyznać, że poziomem atrakcyjności nie odstaje od pierwszego. Wzdłuż jego zachodniego brzegu prowadzi główna droga, więc widoki można podziwiać zza szyby samochodu. Jezioro Hawea, bo taka jest jego nazwa podobało nam się nawet bardziej. Może ze względu na znikome zainteresowanie w tym czasie przez innych turystów, a może natura tam bardziej do nas przemówiła. Nie musze chyba pisać, że to idealne miejsce na piknik, ponieważ w Nowej Zelandii jest ich na pęczki. Tak czy inaczej było to perfekcyjne miejsce na kawę, więc nie odmawialiśmy sobie tej przyjemności. Czarna ambrozja w doborowym towarzystwie z przepięknymi widokami smakuje jeszcze lepiej . Droga wzdłuż Jeziora Hawea, po jakimś czasie łączy się z wschodnim wybrzeżem Wanaka. Znajduję się tam punkt widokowy, z którego można podziwiać drugą stronę tego cudu natury, gdzie jest nieco spokojniej. fot. Jezioro Wanaka Oprócz tych spektakularnych jezior w okolicy znajduję się szczyt: Roy’s Peak, który kusi piechurów, do wdrapania się na jego zbocza. Na górę prowadzi dość stromy szlak, który pot wyciska, nawet jesienią. Trekking tam nie należy do niedzielnych spacerów, ale do wspinaczki sporo mu brakuje. Łączny czas pokonania szlaku w dwie strony to około 5 lub 6 h. Zależy to głównie od szybkości wchodzenia i kondycji. Widoki z góry są cudowne! Z jeziora wyrastają zielone pagóry, na dole widać stada pasących się owiec, miasteczko Wanaka oraz pola dookoła. Mi osobiście przypominało to trochę norweskie lofoty, chociaż muszę przyznać, że dla mnie są one nadal w czołówce i wygrywają w tym rankingu piękna natury. fot. Roy´s Peak Trail fot. Roy´s Peak Trail fot. Roys Pea´k Trail fot. Roy´s Peak Trail fot. Roy´s Peak Trail fot. Roy´s Peak Trail Wakatipu Lake+ Queenstown Queenstown – mekka dla miłośników sportów extremalnych, snowboardzistów, narciarzy, imprezowiczów, nocnych marków, ludzi lubiących ruch, aktywność, nocne życie, góry i kozackie hamburgery. fot. Jezioro Wakatipu Witamy w Queenstown! To najbardziej znane miasto na wyspie południowej i cieszące się najlepszą renomą. Nic w tym dziwnego. Ze swoim położeniem trafiło w dziesiątkę! Jezioro, góry idealne do uprawiania zimowych sportów, dobra dostępność komunikacyjna i atmosfera, która sprawia, że to miasto żyje! Nie brakuje tam oczywiście fancy knajpek, kolorowych sklepów z odzieżą outdoorową i wachlarzu możliwości spędzenia czasu wolnego: lot helikopterem, raffting, bungee jumping, paralotnie, spadochrony i wszystko to co adrenalinkę podnosi. Oprócz usług związanych ze sportami extrealnymi Queenstown dba również o nasze żołądki. Może nie tyle o żołądki, co o kubki smakowe. Witryny kawiarenek, piekarni i restauracji zachęcają, a sława jednej z nich obiegła cały świat, a wiedzą o tym zwłaszcza fani hamburgerów. Ferburger bo tak nazywa się knajpa to legenda, która zwabia na koniec świata wszystkich tych, którzy poddają się swojej miłości do tych przysmaków. Nie daliśmy się długo prosić, jeszcze przed wjazdem do miasta nasz GPS wiedział, gdzie znajduje się owa knajpa. Czekaliśmy tylko na dobry moment, kiedy głód powie tak. Nie zwlekając ustawiliśmy się grzecznie w kolejce. Na szczęście obsługa działa bardzo sprawnie, bo chętnych na hambuksa nie brakuje. Obawiałam się trochę, że reklama zrobiła swoje i mogą nie sprostać oczekiwaniom, które były duże. Ale nie zawiedli ! To był przekozacki hamburger z frytkami! Ja wzięłam standard z wołowinką w normalnych rozmiarze, ale Kaja i Paweł polecieli po bandzie i zamówili XL ! To było coś! Po takim obiadku nawet deser nie wchodził w grę. Co do cen wypasiony XL kosztował NZD, a zwyczajny 13 NZD. Ten obiad do najtańszych nie należał, ale na pewno zaliczał się do tych najlepszych. fot. Ferburger, Queenstown fot. Ferburger, Queenstown fot. Ferburger, Queenstown Glenorchy + Paradise Do Glenorchy dojechaliśmy późnym wieczorem. Mieliśmy nadzieje na kemping i prysznic, prowadzeni przez aplikację WikiCamps. Niestety – było po sezonie, a tym samym kemping był nieczynny. Cóż darmowe rozbicie namiotu się nie udało, to może jakiś płatny nocleg? Niestety nic w promieniu rozsądnego dojazdu. Może tanie hostele? Hotele owszem, ale żeby tanie? Temperatura spadała poniżej zera więc chcąc mieć komfort dnia następnego i nie obudzić się jako sopel lodu postanowiliśmy zapłacić za najtańszą możliwą opcję. Były to domki dla backpakersów, które temperaturą nie grzeszyły, ale po odkręceniu grzejnika na maxa źle nie było. Ok 35$/os. Rano dobry start z kawą i jajkami na bekonie i można było rozpocząć mroźny, słoneczny poranek z uśmiechem na ustach. fot. Jezioro Glenorchy fot. Glenorchy fot. Jezioro Glenorchy Przyznam, że to miejsce, jezioro Glenorchy, drogi tam, a na koniec wioska, która nazywa się Paradise to jedne z miejsc, które zrobiły na mnie duże wrażenie. Czułam radość z samego przebywania tam. Tafla spokojnego, turkusowego jeziora odbijała szczyty gór. Oprócz nas nie było tam żywego ducha! Tylko my, natura, zimny poranek i wszechogarniający spokój. Nic dziwnego, że kręcili tutaj sceny z władcy pierścieni. Sama bym wybrała to miejsce, jako jedno z top. Niedaleko Glenorchy znajduję się wioska Paradise. To dopiero była sielanka. Idealne słowo, które opisuje to miejsce to Eden, kraina mlekiem i miodem płynąca, idylla albo po prostu raj. Ja czułam się jakbym przeniosła się do Pana Tadeusza i znajdowała się w Soplicowie z mojej wyobraźni. Może moja wyobraźnia pobiegła trochę za daleko ale z ręką na sercu nazwa raj jest jak najbardziej adekwatna to tego miejsca. fot. Miejscowość Paradise fot. Okolice miejscowości Paradise fot. Miejscowość Paradise Fiordland National Park Droga wiodąca od Jeziora Te Anau do Milford Sounds jest absolutnie godna poświęcenia czasu i uwagi. Mało ludzi, dużo gór i natury. Sama droga jest urzekająca. Wzdłuż trasy jest mnóstwo punktów widokowych, a oprócz tego wiele miejsc, gdzie można zacząć dłuższy lub krótszy trekking prowadzący do ciekawych miejsc. Nie trzeba się zatrzymywać w każdym, ale poświęcenie czasu na kilka z nich na pewno nie będzie czasem straconym. Naszym celem było Milford Sounds. Po drodze zatrzymywaliśmy się żeby podziwiać widoki i rozprostować kości. Ten region oferują lasy deszczowe, rwące rzeki, jeziora, góry, wodospady. A wszystko to skompresowane na stosunkowo małej powierzchni. fot. Mirror Lakes fot. Mirror Lakes fot. Chasm fot. Widoki podczas drogi przez Fjordland Milford Sounds można zwiedzić na parę sposobów, pieszo, kajakiem, czy statkiem. Pieszy trekking trzeba rezerwować z wyprzedzeniem. W zależności od sezonu chętnych jest mniej i więcej, ale zawsze są. Link do rezerwacji: . Co do kajaka, to latem na pewno jest cudnie. Przyznam, że jesienią nie widziałam żadnego śmiałka, ale może i jest opcja. Trzecia alternatywa to statek. Opcja statek sam w sobie, ale statek wraz z lunchem. My wybraliśmy statek + lunch, bo akurat o godzinie o której byliśmy na miejscu był z lunchem wiem czemu nie? Cena nie różniła się więc tyle dobrego. Bilety kosztują od 80 do 90 NZD. O tyle o ile droga na Milford Sounds zwalała z nóg, o tyle sam rejs nas na kolana nie położył. Oczywiście było ładnie, były małe foki, były wodospady i fiordy rzecz jasna. Ale spędzając sporo czasu w Norwegii co nie co się już widziało i szczerze mówiąc po zobaczeniu lofotów, rejs po Milford Sounds jesienią nie należał do tych łaaaaaaał! Nie poleciłabym tego rejsu, zwłaszcza że bilet wcale tani nie był. Chylę czoła jednak lunchowi. Było naprawdę smacznie i do wyboru do koloru: owoce morza, mięsko, różności azjatyckie,owoce, kawa, herbata, a na koniec nawet lody. Podsumowując Milford Sounds było bardzo ładne i nie chcę dawać krzywdzącej opinii. Jednak myślę, że trekking tam byłby dużo lepszą opcją! Trzeba tylko pamiętać o rezerwacji. Dzięki temu, na szlaku nie ma tłumów i Nowozelandczycy mogą kontrolować ruch turystyczny, tak aby ludzie nie zadeptali tego co piękne. fot. Milford Sound fot. Milford Sound fot. Milford Sound Bluff + Slope Point Oba te miejsca uchodzą za koniec świata. Nowa Zelandia już jest dla nas końcem świata, a tu jeszcze koniec świata na końcu świata! Pewnie, że chcieliśmy tam pojechać. Mimo wielu negatywnych opinii o Bluff, że nic tam nie ma, czuć w powietrzu zapach ryb i ogólnie nic specjalnego- pojechaliśmy to sprawdzić. Okazało się, że rzeczywiście śmierdzi rybami, mocno wieje, klimat raczej depresyjny, widoki mocno zwyczajne, a na końcu stoi żółty drogowskaz. Nie polecam. Jak dla mnie szkoda kilometrów. fot. Bluff fot. Bluff Drugim końcem świata, czyli punktem wysuniętym najbardziej na południe ( nie wliczając Stewart Island) jest Slope Point. Tam widoczki już pierwsza klasa. Droga asfaltowa zamienia się w szutrową, dookoła łąki, owce i błękit oceanu! Slope Point zasługuje na odwiedziny i na pewno kilometrów nie szkoda. My koniec świata widzieliśmy tylko z daleka. Niestety w tamtym czasie coś na drodze nie wydarzyło i zamknęli dojazd na każdy możliwy sposób więc pocałowaliśmy klamkę. Tak więc Bluff- nie, Slope Point- tak. Po drodze z Milford Sounds do Bluff mija się jedno z większych miast Invercargill. Miejsce dość smutne, bez oznak radości życia, dotknięte przemysłem morskim, rybami i lekką depresją. Gówna ulica z pamiątkami oczywiście była, nawet Starbucks więc ludzie tam żyją. Na dłuższą chwilę nie polecam. Dunedin+ Katiki Point + Moeraki Dunedin specjalnie nie zwiedzaliśmy. Miasto wyglądało jednak przyjaźniej niż Invercargill. Obierając kurs na Pack’n’Save ( supermarket) rzucił nam się w oczy wielki napis Cudburry World. Nie muszę chyba pisać, gdzie znaleźliśmy się 5 minut później? Do muzeum czekolady nie wchodziliśmy, ale do sklepu i kawiarni owszem ! Ta kawa z czekoladą made my day! To była przepyszna mocha z kokosową czekoladą coś pięknego. Takie niespodzianki rano lubię! fot. Fabryka czekolady Catbury Land fot. Kafajka w fabryce czekolady Catbury Land Z naładowanymi bateriami pojechaliśmy dalej zobaczyć foki i pingwiny. Celem było Katiki Point. Miejsce urodziwe, droga sielska, tylko dlaczego znowu było zamknięte? Tym razem droga na Pinguin Lookout była nieczynna. Pożegnaliśmy się więc tutaj z pingwinami, ale za to foczki i lwy morskie były. Jestem fanem podglądania dzikich zwierząt w ich naturalnym środowisku. Lwy morskie leniwie leżały i śmierdziały, a foczki bawiły się w wodzie, albo leniły się na słońcu. fot. Droga na Katiki Point fot. Katiki Point fot. Katiki Point fot. Katiki Point fot. Katiki Point Po drodze na północ mijaliśmy Moeraki, czyli okrągłe kamienie na plaży i w morzu. Zboczyliśmy z trasy żeby je zobaczyć i tak jak myśleliśmy nic specjalnego. Parę kamieni, mnóstwo chińczyków i tyle. Jak ktoś ma ochotę na spacer po plaży to jak najbardziej. Jak ktoś jedzie tutaj specjalnie po to, żeby zobaczyć te kule to nie warto. Na trasie mijaliśmy kolejne miasteczko, gdzie można spotkać kolonie pingwinów. Miasto nazywa się Omaru i pingwiny faktycznie są ale my nie mieliśmy szansy zobaczyć ich tutaj z bliska. Za to śmierdzące lwy morskie owszem. Widzieliśmy je na tyle blisko, że mogliśmy je poczuć. fot. Moeraki Arthur Pass To jedno z najpiękniejszych i najzimniejszych miejsc na Wyspie Południowej. Można tutaj zobaczyć kiwi, który ma swoje siedliska w tych okolicach. My widzieliśmy tylko znak, że kiwi tu występuję i na tym koniec. Kiwi jest trudno uchwytną zdobyczą. Zazwyczaj w dzień śpi a uaktywnia się nocą. fot. Arthur Pass Nie tracąc nadziei na spotkanie, udaliśmy się w treka. Treking w góry o tej porze roku nie należał do łatwych zadań, ze względu na śnieg, lód i śliską powierzchnię. Trochę adrenalinki po drodze i udało się wejść na szczyt. Widoki na masywne, ośnieżone szczyty i wąską przełęcz są bezcenne. Na górze znajduję się schronisko, a raczej budka gdzie można odpocząć itp. Nie był to sezon więc nikogo tam nie było, a ściany odbijały echo, ale miejsce w sam raz żeby uchronić się przed wiatrem i zjeść lunch. Czas trwania treka jest zależny od sezonu i trasy. My kempingowaliśmy około 2 h drogi od wejścia na szlak. Rano spokojnie dojechaliśmy do miejsca, napiliśmy się kawy i około 12 zaczęliśmy trekking. Zdążyliśmy wejść, zejść i podziwiać widoki z góry. W naszym przypadku, gdzie szlak był pokryty śniegiem i lodem rozsądnie było zejść przed zachodem Słońca, i tak też zrobiliśmy. Jeden dzień na dojazd tam z darmowego kempingu, trek, i oddalenie się w miejsce kolejnego darmowego miejsca do kempingowania wystarczy. Oczywiście jeżeli ktoś chciałby spędzić tutaj więcej dni na piesze treki w górach na pewno by się tutaj nie nudził. To miejsce to zdecydowane 10/10. fot. Nocleg przed Arthur Pass fot. Arthur Pass fot. Arthur Pass fot. Arthur Pass fot. Arthur Pass fot. Arthur Pass fot. Arthur Pass Abel Tasman National Park Do Parku udaliśmy się w celu trekkingu wzdłuż wybrzeża. Przeznaczyliśmy na ten trekking jeden dzień. Szlak jest bardzo długi i dobrze jest podzielić go na 2 dni. My spacer zaczęliśmy w miejscu Abel Tasman National Park Carpark. Jeżeli zdecydujecie się na jeden dzień trekkingu, to niestety trzeba wrócić ta samą trasą na parking. Jeżeli wybieracie opcję z noclegiem to wcześniej trzeba zarezerwować nocleg na trasie. Przykładowo 30 km od miejsca startu znajduje się Awaroa Camp site . Tam można spędzić noc i nad ranem ruszyć dalej. My nie korzystaliśmy z noclegu i w punkcie Yellow Point, który jest oddalony 7,5 km od parkingu zawróciliśmy. Był to przyjemny, długi spacer wzdłuż wybrzeża przez ‘paprotkową’ dżunglę. Po drodze szczególnie podobała nam się spokojna plaża przy Apple Bay i nietuzinkowa dla nas flora. Czy ten szlak ma coś wspólnego z achami i ochami? Nie do końca… Nie możemy powiedzieć, że nie warto tam jechać, bo na pewno warto. Jednak to miejsce nie zrobiło na nas super wrażenia. Chyba jednak wolimy góry … fot. Apple Bay fot. Apple Bay fot. Abel Tasman National Park fot. Abel Tasman National Park fot. Abel Tasman National Park fot. Abel Tasman National Park Naszą przygodę z południową wyspą zakończyliśmy w Picton. Przyjemna mieścinka otoczona górami, gdzie czeka się na opuszczenie wyspy południowej promem. Przepłynięcie Cieśniny Cooka z Picton do Wellington zajmuje około 3 godzin. Można wybrać firmę Interislander lub Bluebridge. Jeżeli nie bookujemy biletu z własną kabiną to nie ma to większego znaczenia, którą firmę wybierzemy. Ceny są podobne. Główna różnica pomiędzy kosztami za bilet dotyczy pory rejsu- dzienne są droższe od nocnych. Za dnia możemy podziwiać piękne widoki, jednak wtedy trzeba zapłacić nieco więcej za bilet. W nocy nie widać nic, ale bilety są tańsze. Prom pływa około 5 razy dziennie zależy od sezonu. Bilety można kupić on-line. My bookowaliśmy je z małym wyprzedzeniem około 4 dni i nie było problemu z wolnymi miejscami, nawet w dniu wyjazdu ( maj, poza wysokim sezonem). Cena za osobę to około 60 NZD. Z samochodem jest drożej adekwatnie co do wielkości auta. My za 3 osoby z samochodem Honda Odyssey zapłaciliśmy około 290 NZD. Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej o Nowej Zelandii zajrzyć do innych wpisów: JACHTOSTOP NOWA ZELANDIA NOWA ZELANDIA – INFORMACJE PRAKTYCZNE NOWA ZELANDIA- CO WARTO ZOBACZYĆ NA WYSPIE PÓŁNOCNEJ
Arwena (241 TE – 121 CE) – półelfka, córka i najmłodsze dziecko Elronda i Celebríany. Żona Aragorna II, królowa Zjednoczonego Królestwa Arnoru i Gondoru. Zwana była również Undómiel, czyli Gwiazdą Wieczorną, lub Tinuviel, ze względu na podobieństwo do Lúthien. Arwena urodziła się w roku 241 TE, jako młodsza siostra Elladana i Elrohira. Ze względu na to, że jej ojciec
Krajobrazy z Władcy Pierścieni Nowa Zelandia to raj dla miłośników literatury Johna Ronalda Reuela Tolkiena i jej filmowych adaptacji. Reżyser „Władcy Pierścieni”, Peter Jackson, nie bez przyczyny wybrał właśnie ten kraj na plan filmowy. Tu bowiem znajdują się niemal dziewicze, nienaruszone ludzką ręką rozległe, soczysto zielone wzgórza, wulkany, gejzery, bujna roślinność. Filmowiec wykorzystał wulkany do stworzenia Ognistej Góry Przeznaczenia, w górzystej scenerii Queenstown ulokował krainę elfów, a wzgórze Matamata na Wyspie Północnej zmieniło się w Hobbiton. Wędrówki szlakami bohaterów trylogii Tolkiena należą do ulubionych nie tylko mieszkańców Nowej Zelandii, ale i turystów z całego świata.
7 szt. Numer produktu. 0001. 49, 00 zł. 57,00 zł z dostawą. Produkt: LEGO LOTR Władca Pierścieni Leśny Elf + długi łuk.
ARTUT [ Legionista ] Znalezione w sieci--> Śladami "Władcy Pierścieni" - Nowa Zelandia: reportaż z wycieczki po plenerach filmowych Wszystkich fanów "Władcy Pierścieni" (ale i nie tylko) zainteresuje zapewne REWELACYJNY reportaż z wycieczki śladami filmowej trylogii. Szczególnej uwadze polecam zdjęcia... są znakomite! [2] Quicky [ Senator ] Rzeczywiscie bardzo interesujacy reportaz, polecam wszystkim! PS. Bylem w niezlym szoku, gdy zobaczylem newsa "Tolkien beatyfikowany?"... dopiero po chwili zauwazylem date... to Ci wyszlo, ARTUT :D © 2000-2022 GRY-OnLine
Ten topic jest o:NOWA ZELANDIA > Wyprawa filmowymi śladami 8222 Władcy pierścieni 8221 > Forum, porady, opinie i informacje w Globtroter.pl Mamy 55043 podróżników 222989 zdjęć 346613 wątków i komentarzy
Wiemy już, gdzie powstawać będą zdjęcia do ambitnego serialu fantasy Amazonu "The Lord of the Rings". Showrunnerzy, Payne i Patrick McKay, ogłosili we wtorek, że będzie to Nowa Zelandia. Twórcy idą więc śladami Petera Jacksona, który swoje obie trylogie inspirowane twórczością Tolkiena kręcił właśnie tam. Jak podkreślili prowadzący, Nowa Zelandia zapewnia piękne i dziewicze plenery o różnym charakterze, jak lasy, góry, wybrzeża. Ma też rozwiniętą infrastrukturę filmową, co jest niezwykle kluczowe w przypadku przedsięwzięcia o tak potężnej skali realizacyjnej. Akcja "The Lord of the Rings" osadzona została w Drugiej Erze Słońca, kiedy to nad światem dominowało najwspanialesze królestwo ludzi w historii, Numenor. Zaś Sauron w tajemnicy knuł diaboliczny plan, który mógł doprowadzić do zniszczenia wszystkich ludów Śródziemia. Produkcja serialu powinna ruszyć za kilka miesięcy. .